Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

NORA. Dopiéro jutro wieczór wolno wam będzie mnie podziwiać.
HELMER. Noro, jesteś tak pomieszaną... Możeś się wprawiała w tarantellę?
NORA. Jeszcze nie.
HELMER. Jednak to potrzebne.
NORA. Koniecznie potrzebne, ale bez twojéj pomocy się nie obejdę; zapomniałam zupełnie.
HELMER. Zaraz, przypomnimy to sobie.
NORA. Dopomóż mi, Robercie. Obiecałeś mi to, a ja się tak boję. Takie wielkie towarzystwo... Dziś musisz mi cały wieczór poświęcić. Nie będziesz dziś pracował; nie ruszysz nawet pióra. Nieprawdaż, najdroższy?
HELMER. Obiecałem ci; dziś jestem na twoje usługi, moje bezradne biedactwo. Hm! prawda, muszę jednak wprzódy... (idzie ku drzwiom wchodowym).
NORA. Czegóż tam chcesz?
HELMER. Zobaczę tylko, czy niéma jakich listów.
NORA. Nie, nie, nie, nie rób tego, Robercie!
HELMER. Dlaczegóż?
NORA. Proszę cię, tam nic niéma.
HELMER. Pozwól mi tylko zajrzéć. (chce iść).
NORA (przy fortepianie uderza pierwsze akordy tarantelli).
HELMER (zatrzymując się). Aha!
NORA. Nie będę jutro mogła tańczyć, jeśli dziś próby nie zrobię.
HELMER. Dobrze, dobrze, skoro tego pragniesz (siada do fortepianu).
NORA (wyjmuje z pudła tamburyno i długi pstry szal, którym się drapuje szybko, potém wybiega na przód sceny). No, grajże, będę teraz tańczyć. (Helmer gra, Nora tańczy, Rank stoi przy fortepianie za Helmerem i patrzy na nią).
HELMER (grając). Wolniéj, wolniéj.
NORA. Inaczéj nie mogę.
HELMER. Nie tak gwałtownie, Noro.
NORA. Tak właśnie być powinno.
HELMER (przestając grać). Nie, nie, to nie idzie.
NORA (śmiejąc się i wstrząsając tamburynem). A co? czy nie mówiłam?
RANK. Ja grać będę.
HELMER (powstając). Dobrze, ja będę nią lepiéj kierował. (Rank siada przy fortepianie i gra; Nora tańczy ze wzrastającą gwałtownością. Helmer staje przy piecu i robi ciągle tańczącéj uwagi; ona zdaje się ich nie słyszéć; włosy jéj rozwiązują się i spadają na ramiona; ona nie zważa na to i tańczy daléj. Wchodzi pani Linden).