Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stangret i lokaj zielone liberje ze złotem, angielskie szory w zielone paski, a Krezusowa w jasno zielonej sukni z chińskiego jedwabiu, w takim samym kapeluszu, rękawiczkach, i z koronkową parasolką w zielone pasy.
Ludzie po wsiach otwierali gęby na tak niezwykły widok, a oświeceńsi zaczęli odgadywać do jakiej partji należy Krezus reklamowany przez żonę.
Pesymiści wyraźnie machali rękoma, nie mając już poparcia optymistów, gdyż i tych ogarnęło zwątpienie.
Dwa lata prawie odnawiali pałac, dwa lata najcięższych trosk społecznych, największych zaburzeń, najgwałtowniejszych potrzeb kraju.
Przestano wierzyć w obiecujące gesty Krezusa i odzywać się do niego w bieżących kwestjach. Rozżaleni optymiści spoglądali na niego z ukosa, pesymizm wziął górę.
Gdy pałac ukończono, Krezusostwo rozesłali mnóstwo zaproszeń na bal do nowej uklejnotowanej klatki. Przedtem jednak drgnął w Krezusie społeczny nerw, zapragnął działać.
Do okolicznych obywateli, pesymistów i optymistów, nadeszły własnoręczne listy jego, zapraszające na sesję w pałacu, gdzie przedstawi swe programy.
Powstał mały szumek, jedni się zapalali, drudzy chłodzili. Wiedziano bowiem, że odnowienie rezydencji pochłonęło takie sumy, że z dawnych zostały resztki. Ciekawość przemogła zwątpienie; pojechano.
Krezus przyjmował „braci patryjotów“ — tak ich nazywał — bardzo czule i gościnnie. Dał im wybornych win, jeszcze lepszych ostryg i najlepszych cygar. Wielu pod wpływem tych śliczności, wybaczyło mu wszystkie zawody, pito jego zdrowie z zapałem. Lecz większa część gości była wstrzemięźliwszą. Po obiedzie, czarnej kawie, cygarach przypomniano właściwy cel zjazdu, pytając o programy.
Krezus ruszył poważnie brwiami i uroczyście powstał z fotela. W głębokiej ciszy zaczął mówić pewnym głosem.
— Właśnie wezwałem tu panów, pardon!... sprowadziłem.... właściwie... prosiłem na sesję... tak, na sesję, w celu omówienia pewnych pomysłów społecznych. Dziś stoimy na drabinie, bardzo rzec można górnej, mówię — my, patrjoci. Szerokie horyzonty mamy