Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie, to sanki przemknęły, ruska „trojka“. Jakiś tęgi „jarmiak“ na koźle, lisia czapa, wyciągnięte jak struny ręce. To nie jak nasi dorożkarze.
Jakiś plac — może. Teatralny?....
Podnoszę oczy. To Archangielsk.
Mroczy mi się w głowie.
Nagle poślizgnęłam się, prawie uklękłam na śniegu. Nim zdołałam krzyknąć i pojąć co się stało, silne ramiona uniosły mię delikatnie, jakby bez dotyku. Na moment jeden owiało mię gorąco. Zadrżałam. To on się pochylił podnosząc mię.
Nie pamiętam, czy mu skinęłam głową, czy podziękowałam? Stałam już przy swej bramie i to spostrzegłam.
W tem jakiś śmiech. Śmiech szyderczy, mrożący, jak soplami lodu.
Spojrzałam obłędnie i Andrzej spojrzał. Trzymaliśmy się za ręce, nie wiem jak to się stało?... Pewnieśmy się żegnali.
Na trotuarze stał zakurzony śniegiem oficer i śmiał się.
To ten z admiralicji.
Wbiegłam do bramy. Za mną gonił śmiech bezwstydny oficera i głos Andrzeja.
— Tfu! drań!
Więcej nie słyszałam.
Czego się on śmiał?... czego się on śmiał?...
Upadłam na kanapę, jak stałam, w futrze białem od śniegu.
Ach! ten śmiech!
2 Marca.
Andrzej Bieruzow prosił o dymisję i już nie jest oficerem, nie jest żandarmem. Chodzi w czarnym palcie — bez mundura.
Mówiła to Julka.
12 Marca.
Z Julką nie rozmawiamy wyraźnie, ale się wybornie rozumiemy. Jest ona dla mnie dobra i pobłażliwa. Raz tylko widząc jak mizernieję, rzekła kiwając głową żałośnie.
— „Po co ci, Cesiu, ta druga niedola, po co ta nowa bieda? Chociaż to ty bierzesz zbyt tragicznie. My kobiety, widzisz, nie zawsze zależymy od swej woli, bo coś jest w nas już takiego, że musi się wyładować, że musi choćbyśmy się broniły nogami i rę-