Strona:Helena Mniszek - Z ziemi łez i krwi.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzała na nich wzrokiem tak strasznym, nieprzytomnym, okropnym w wyrazie, tak rozpaczliwym i obłędnym, że wątpliwości mieć nie mogli. Puścili ją natychmiast.
— Sumaszedszaja — zawołali przerażeni.
A kobieta w czarnej, poszarpanej koronce na roztarganych, siwych włosach, jęła bić się pięścią w piersi i zakrzyczała dzikim głosem.
— Przeklętam, przeklętam na wieki!... Piekło...ja... ja!... te gruzy, to ja, moja wina, moja wina!...ludu... ludu!... Janiuk, ratuj... broń!... ty wiesz wszystko!... huk!... jaki huk... armaty!... krew!... zabijcie mnie... zabijcie!... Szatani!... Bij mnie, bij... Zaczęła w obłędzie, z krzykiem targać suknie na sobie. Przestraszeni policjanci oddalili się szybko.
Na gruzach zbombardowanej świątyni została obłąkana staruszka, leżąc krzyżem, lub wykrzykując świszczącym głosem, i czarny, kudłaty Karo, skomleniem psiego bólu szlochający. Dokoła turkotały kibitki. Goniło za nimi ponure wycie psa, jakby z grobu idące.