Strona:Helena Mniszek - Z ziemi łez i krwi.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I upadli na twarz przed Przenajświętszym Sakramentem i czołem bili o posadzkę kamienną, dziękując Bogu za zdobyte szczęście, błagając o łaskę. A teraz słuchają pierwszej mszy świętej, ci biedni niewolnicy, ci skatowani męczarnią wierni słudzy religji, ten lud w krwawym Ogrójcu własną krwią skąpany, ci „oporni”, którzy przetrwali wszystko, jak pierwsi chrześcijanie, w mękach żyjąc, patrząc na męczęńską śmierć współbraci i dla siebie takiej samej śmierci oczekując. Więc w kościele, tak cudownie odzyskanym, tryskały bujne łzy radości, łzy wdzięczne i szczęśliwe, łzy dobre, ciche, najszanowniejsze, łzy prawdziwie Chrystusowe.
— Hossanna, Hossanna! — wołały serca zjednoczone zgodnym hejnałem dziękczynienia.
— Hossanna!... — wyrzucały piersi, przepychem uczuć gorejące, sławiąc Najwyższego hymnem zachwytu. Nad głowami modlących się płynęły fale poważnej muzyki. Tony organów dziwną słodyczą przepajały słuchaczy, takie były przepotężne, takie wzniosłe, a takie śliczne i rzewne, niemal niebiańskie w brzmieniu.
Ktoś grał również natchniony, ktoś, komu w duszy śpiewały rapsody aniołów, kto miał w sercu ogień zapału świętego, wielkie umiłowanie i niezmierną wdzięczność za dokonany czyn.
Ten i ów obejrzał się na chór, bo muzyka była wprost niezwykła, nieznana tym tłumom, niepojęta w swej mocy i piękności, cudowna. Przy organach widniała szlachetna, siwa głowa niewieścia, w obramowaniu czarnej koronki. Oczy spuszczone na organy, wyraz twarzy upojony jakąś wewnątrz płonącą zorzą szczęśliwości bezgranicznej. Stary Janiuk, służąc do mszy świętej, spoglądał na chór, a usta jego szeptały nabożnie i tkliwie:
— Niech ci będzie wieczna chwała, za nasze szczęście, za kościół cudem nam oddany, za świętą intencję...