Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
V.

Pan Jacek był poruszony listem Strzemskiej, z doznanych wrażeń zwierzył się przyjacielowi, Jerzejskiemu. Nawet mu list przeczytał. Rozmawiali dużo o Strzemskiej i o jej tajemniczej dla obu psychice. Rozstrząsali przytem propozycje, uczynione w liście, plany pana Jacka, marząc wspólnie o przyszłości. Ezop śmiał się, że go kolega z lat szkolnych znowu przerabia na romantyka, ale z obu śmiał się proboszcz zaolchniowski, wielki sympatyk Ezopa i Sybiraka. Niezwykle gościnny, lubił zabierać ich do siebie na karty, dając im sposobność poznania ludzi z różnych sfer. Ezop znał tu wszystkich, ale pan Jacek miał pole do coraz ciekawszych obserwacji i odnosił wciąż nowe wrażenia.
Proboszcz wysłuchał z radością nowin o Strzemskiej, ucieszył się, że i o nim nie zapomniała w liście i obiecywał sam do niej napisać.
— To przecie była moja parafianka — powiedział. Rywalizowaliśmy ze sobą o róże, ale ona mnie zakasowała, gdyż jej róże w Borkowie były śliczne. Wielka idealistka, kochała bardzo Podlasie, chociaż jej tęsknoty płynęły zawsze gdzieś tam, ku wyżynom duchowym. Szczęśliwa, że znajduje się teraz zdala od naszych zamętów.