Strona:Helena Mniszek - Prymicja.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cudowna, że umysł gubi się w niej, zatraca. Bo nie jest zdolnym objąć Tajemnicy.
Prymicjant przechodził chwile obłędne, zrozumiał, że był ślepym dotąd, żył bez treści, dlatego tylko, że ów Sezam z ukrytym skarbem, zamiast otworzyć go i zbadać, omijał z lekceważeniem. Ach! nawet myślał, że tam jest pustka, że ten gmach religji czczony przez ludy nie zawiera w sobie dogmatu, lecz ironję szczerzącą zęby do wierzących. I teraz on sam, on ksiądz-ateusz, ksiądz-bluźnierca stanął przed Dogmatem, ujrzał go oczyma duszy, sercem odczuł i... uwierzył. To spłynęło nań jak objawienie. Bóg tak chciał! Ten Wszechwładny, istniejący bez początku i końca, który światy stwarza, który czyni takie oto