Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siły narodu, niezłomnej mocy ukochania swej religji.I wszyscy pomimo bólu poczuli się dziwnie mocarni, do dalszych ofiar zdolni, do walk i obrony kościoła natchnieni.
To nowe nieszczęście nie złamało ich energji, podnieciło ją tylko, krzepił ich żywo pulsujący w sercach ideał umiłowania Wiary i Ojczyzny.
Wszyscy pragnęliby umierać dla tej świętej idei.
Blady świt spadł na okna, omaścił je ołowiem i wpełznął do izby, gdy Marjanna konała. Dziecko leżało przy niej, martwe już od godziny, zasnęło cicho na wieki, przeżywszy jedną tylko dobę na święcie i już w niedoli.
Matka szła za synaczkiem swym umęczona, obojętna już na nędze ziemskie, zapatrzona jakby w świetlistą przyszłość pozagrobową. Oczy gasnące utkwione miała w obrazie Matki Bożej, karmiącej dzieciątko Jezus, a usta kobiety szeptały coś niezrozumiałego. Raz jeden powtórnie głośniej zawołała księdza, budząc większe jeszcze przerażenie wśród zebranych.
Bali się, by żołnierze nie usłyszeli wołania i nie sprowadzili popa.
Józefat zapalił gromnicę, szept modlitwy za konających rozległ się dokoła, zmieszany z cichym szlochem obecnych.
Umierająca oczy trzymała uparcie wlepione w obraz i nagle źrenice niewiasty rozszerzyły się dziwnie, trysnął z nich blask jakiś niezwykły, zapłonęły ogniem szczęścia niebywałego, rysy twarzy wypiękniały, odmalował się na obliczu zachwyt, uniesienie, ekstaza. Wszyscy zdumieni tą zmianą szczególną na twarzy niewiasty spojrzeli śladem jej wzroku na obraz, lecz w tej chwili umierająca wyciągnęła ramiona do wizerunku Najświętszej Panny, z okrzy-