Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech będzie pochwalony — przemówiła nareszcie dziewczyna.
— Na wieki, a gdzie to Roman, Teresiu — spytał dziad.
— A to nie wiecie, zabrali go z pola od kopania ziemniaków i popędzili, żeby błoto zgarniał z traktu, bo jakiś starszy ma jechać.
— Któż taki znowu?
— Mówią, że błahoczynnyj do cerkwi, czy sam archirej.
— „Siejba była w płakaniu a żniwo w weselu“ — zaszeptał staruszek ulubioną cytatę z biblji. Nowa jakaś bieda na nas?
— Pewno, że nowa. Cerkiew szykują na gwałt.Spędzili kozaki kilkanaście kobiet pod nahajkam i i teraz zamiatają cerkiew, szorują własnemi łzami, a krwią z pleców własnych ją zmywając.
— Oj dolo, dolo nasza.
— Nie biadajcie tak dziadusiu, dzieci się strachają. Bóg da, że i to przejdzie, tyleśmy przebidowali.. Co to wam gospodyni?...
Teresia przestraszona podbiegła do tapczana.
Marjanna leżała blada zlana potem.
Kiwnęła głową na dziewczynę, a gdy ta się do niej pochyliła, szepnęła kilka cichych słów.Teresia wybiegła z chałupy.
Dzieci wszczęły alarm, pisk głośny i płacz rozległ się w cichej przed chwilą izbie.Z za ściany dały się słyszeć grube głosy żołnierskie i klątwy.
— Cicho dzieci, Teresia zaraz wróci, zagotuje wam wieczerzę, zapali ogień — uspakajał staruszek.Patrzał podejrzliwie z lękiem na drzwi zasunięte skrzynią, prowadzące do świetlicy, którą zajmowali kozacy, to znów trwożne rzucał spojrzenia na jęczącą kobietę.