Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zabrał pieniądze, ale dwóch gospodarzy wiejskich rzuciło się na niego z kłonicami. Jeden chwycił Felka za plecy, chcąc mu odebrać rewolwer. Chłopak odwrócił się strzelił dwa razy. Gospodarz jęknął i zwalił się przez drabinę na kamienie szosy. Wtem konie puszczone przez Makara ruszyły naprzód, podjudzone strzałami rwały z kopyta, unosząc potargany wóz i walczących ludzi. Felek został sam; patrzał wystraszonym wzrokiem na plecy leżącego człowieka, którego zabił. Mróz mu przechodził po kościach, przerażenie podnosiło włosy na głowie. Usłyszał jęk, nogi się pod nim ugięły ze strachu i zarazem z radości, co mu buchnęła do serca.
Ten człowiek jeszcze żyje!... dla Boga ratować go, ratować!
Zapomniał o własnem bezpieczeństwie, skoczył do rowu obok szosy i naczerpnął pełną czapkę wody.Dysząc mocno, blady jak śmierć, klęknął i zaczął dźwigać konającego, chcąc go przewrócić na wznak.Z piersi ranionego wychodziło chrapliwe rzężenie, nogami i rękoma kopał kamienie. Felek obrócił go twarzą do siebie i chlusnął mu wodę w otwarte oczy.
Nagle ręce Felka opadły z przerażenia, głowa konającego stuknęła na kupie kamieni. Chłopak zerwał się i podnosząc ręce w górę, krzyknął jak szalony.
— Dla Boga to ojciec! rety!... ojciec!... I runął na drgające ciało.
Z okropnym rykiem, z płaczem przeraźliwym szarpnął ojca za kapotę i całując wołał bez pamięci.
— Ojciec!... to ja Felek!... ja was zabiłem! ja zbój!.. tato dla Boga, ozwijcie się, tato o mój Jezu!..Jezu!...
Ale oczy konającego były już szklane, patrzały na syna nie poznając go, tylko nagami kopał co raz