Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Krew buchnęła strumieniem do twarzy Kościuszki.
— Tormasow ich widzi i szykuje atak.Rozumiem!
Błyskawice strzeliły mu z oczu.
— Cofnąć natychmiast Madalińskiego! Niech zajmuje daw ne stanowisko flankowe, w szyku, gotowym do boju! — krzyknął do ordynansa.
A gdy ten ruszył z kopyta w stronę, rozgrywającej się bitwy, Kościuszko posunął koniem kilka kroków naprzód, skierował lunetę na grzmiącą baterję Tormasowa. Chwilę patrzał uważnie.Szeptał gorączkowo do siebie:
— Formuje się pod Zamczyskiem. Acha! pod osłoną dział! Dlatego zagrały! Widzi Denisowa i pewny swego! Zjesz djabła! — cisnął przez zęby.
Luneta opadła na sznurku. Naczelnik ścisnął piętami wierzchowca, aż wyskoczył dęba i zwrócił się galopem do czekających ordynansów. Wydawał krótkie, zim ne rozkazy.
Był już spokojny — zahamowany.
— Kompanja regimentu 6-go na miejsce! Punkt zborny w razie odparcia! Jedna — regimentu 2-go i jazda tegoż zajmować lewe stanowisko, nie dopuszczać do połączenia z Pustowałowem przez las — w razie przeciwnym osłaniać swoich aż do zboru! Do ataku brygadjer Manżet i 2 kompanja 3-go regimentu, bagnetami na piechotę Tormasowa! Kapitan Nidecki posiłkuje milicję Krakowską.
Kilku adjutantów kopnęło się z miejsca, gradem zahuczały kopyta ich koni.
Naczelnik rzucił lwie spojrzenie na ryczącą w oddali baterję.
— Jedyny moment! Uprzedzić Denisowa! Te armaty muszą umilknąć.