Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chłód, zwłaszcza... gdy zamiast gładkiej skóry... ma... nieco szarpniętą.
Zaległo milczenie. Niemiłe uczucia zaciążyły wszystkim. Ira patrzała na Marylę ze zdumieniem; nie spodziewała się po niej takiego występu. Wszyscy obecni zrozumieli, byli zmieszani. Maryś zmarszczył brwi i oczy wbił w obrus przed sobą. Po długiej minucie milczenia on pierwszy przemówił, niemal surowo.
— Zgadzam się z panią, ale... chłód powinny odczuwać tylko jednostki, które potrzebują w ogóle płaszcza, nie jest to bowiem atawistyczne.
Maryla zaśmiała się dziwnie.
— Widocznie jest, — w zwyczaju. A zwyczaje ustalone, chociażby były gusłem, już są prawem. W pierwszych czasach słowiańskich, wszystko na stos! Bez uwagi na nic, bez kwestji! Za jednego osobnika — wszyscy! Ginąć bo takie prawo! Ale i wówczas nawet wyłączano pokolenie nowe.
Znowu zapanowała cisza głęboka. Maryś Turski podniósł dumnie głowę, wyzywająca błyskawica zaświeciła mu w oczach.
— Orldynarlne prlawo! Zniósłbym je gdybym wtedy zył — odezwał się w ciszy głos Teosia.
Ale nikt go nie słyszał. Ciężkie zamyślenie ogarnęło zebranych.
Paszowski opamiętał się, pierwszy dał hasło powstania.
Było po podwieczorku.