Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.

Dwoje sań sunęło szybko po gładkiej, zaśnieżonej drodze, dążąc do Okorowa. Naprzód pędziły strojne saneczki worczyńskie, w nich Ziula z narzeczonym i Paszowski, jako „plaster przyzwoitości**, w drugich jechała Irena z bratem, Denhoff i Teoś Paszowski.
Poprzedzał ich ochoczy dźwięk janczarów, konie prychały raźnie, że aż skry rozkoszne biegły po ciele od tei nocnej szlichtady. Księżyc nie świecił; noc była matowa, sinawo-biała, przypruszona rozwianą mgiełką padającego śniegu. Gwiazdy zasnute chmurami błyskały rzadko, ale więcej niż zwykle mrugające, jasne. Dokoła zaś topiel śnieżna; szeroko, swobodnie! Pola zdają się stepem niezmierzonym, — noc krainą polarnych snów. Paszowski śpiewał „Bóg się rodzi“, narzeczeni, nie uważając na niego, szeptali z sobą nigdy nie wyczerpane wyznania. Ira i Denhoff zagadali się z wiejskimi chłopakami, których stało kilku za siedzeniem i po obu bokach sań. Byli to. uczniowie Iry i Ziuli, zawsze w ten sposób towarzyszyli panienkom do kościoła. Maryś żartował z Teosia, obawiającego się, że spadnie, w końcu wziął go na kolana, wywołało to wybuch śmiechu wśród chłopaków ze wsi i zgorszenie Teosia.
— Co ze mną jus wyprlawiają, to zgrloza. Wodę ważyć, woda będzie! pan Marljan jest nie dobrly i twarlde ma kolana.
Na drodze było gwarno. Mnóstwo sań chłopskich sunęło razem z dworskiemi, różnemi drogami płynęły wiejskie zaprzęgi, lub szły piesze tłumy ludzi. Rozmowy, śmiechy, śpiewy biegły na pola wesołą, świąteczną nutą. Czasem z chłopskich sań, zawołał jaki męski lub kobiecy głos zwrócony do „panów ze dwora“ a pełen życzliwości i sympatji. „Panienki i panicze na pasterkę jadom, pochwalony Chrystus!“ albo: Musi smakowała wilija, kiej tak wesoło się jedzie“. Starzy gospodarze wołali: „Znowu chłopcy na saniach? Panienki rozbałamuciły tych hultajów, tera to już piechotą nie ruszą się, ino. czekają na panienki“.
Paszowski zawołał do jednych sań, pełnych dziewcząt.