Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawda, jaka noc natchniona?... Winniśmy pochylić się nad sercem ziemi i słuchać jego bicia. Tam spływa, jak do konchy bajecznej wielka harmonja świata, wszystkie promienie słońca, które nigdy nie gasną, choć nikną w oczach naszych, sny nieziszczone i tęsknota, idąca mleczną drogą niebios od gwiazdy do gwiazdy i gorąco wiary i chłodny spokój śmierci... Wsłuchaj się, Ottokarze, w tę wielką rozśpiewaną ciszę, a usłyszysz w niej tysiące głosów, wprost do serca przemawiających.
Cesarz słuchał słów żony z roztargnieniem i, idąc za jej wzrokiem oczami w dal, milczał.
— Inne masz myśli? — spytała Gizella, zwróciwszy się do niego z bladym uśmiechem.
Ottokar pochylił głowę i rzekł:
— Do ciebie, Zili, przemawia zawsze cała natura, odgadujesz jej tajemnicę, chwytasz jej głosy i szepty, przeistaczając je we własne uczucia i snujesz fantazję duszy, której ja dorównać nie mogę. Ale tu w Maurarze, a przedtem w Sterjocie, odczułem w tobie niezwykłą podnietę i zarazem zauważyłem, że szarpie cię coś, nieprawdaż?
— Tak, — odrzekła Gizella po chwili. — To u mnie dość naturalny objaw, o ile mnie poznałeś. Teraz naprzykład morze szumi tak lekko, jakby śniło sen piękny, a mnie wydaje się, że ono syczy ironją i ostrzega jednocześnie. Tajemnica zawarta jest w tej nocy, w tej wyżynie nadmorskiej i w tej otchłani czarnej pod nami.
— Tam jest tylko morze, plujące pianą, a dalej prostopadła ściana wzgórza, żaden płaz na nią nie wpełznie. O tajemnicę tej otchłani jestem zupełnie spokojny. A jednak... czy nie sądzisz, Zili, że duch Ksywiana unosi się nad Maurarem i wywołuje ten nastrój oczekiwania na jego głos zza grobu?
— Nie... tu coś trwogą przejmuje...
— Może to echa spazmów obłąkanej Herminji pozostały i straszą?
— Nie wiem... odczuwam tylko jakiś popłoch w tej pozornie słodkiej ciszy i coś, co przejmuje mnie dreszczem... Słuchaj!...
Umilkli oboje. Gizella patrzyła w czarne dalekie odmęty nocy, cesarz wsparł głowę na dłoni i patrzał w zamyśleniu na żonę.
— Zili... — szepnął po długiem milczeniu.
Drgnęła, zwracając na niego ciemne źrenice.
— Przebiegłem teraz oto myśą szlak naszego życia i przywiodłem na pamięć z przed dziewiętnastu laty wycieczkę naszą, konną na wyżynę podniebną w górnej Sustji, gdzie rwałem nad urwiskiem szarotki dla ciebie...