Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nazajutrz dopiero po południu Gizella przemówiła do hrabiny.
— Inaro, oznajmił księciu, że chcę odpłynąć do Doken.
— Najmiłościwsza pani, zawiadomiłam Doken o wypadku, statek przybył tu i czeka wraz z szambelanem, sekretarzem i doktorem. Ale ty, najmiłościwsza jesteś za słabą, by odpływać, to niemożliwe, mówiłam o tem marszałkowi.
Gizella pokręciła głową.
— Pojadę stanowczo.
Rozejrzała się po komnacie, poznała ją teraz zaledwie.
— Mieszkałam tu wtedy gdy... byli ranni... — szepnęła. — Dlaczego tu tyle róż białych?...
— Książę rozkazał przynieść — rzekła Inara...
Na twarzy Gizelli wystąpił silny rumieniec. Oparta na poduszki, przymknąwszy powieki, milczała długo.
— A jednak jest mi tak słabo, — powiedziała, jakby do siebie...
Nagle znowu podniosła głowę, zwracając się do hrabiny.
— Inaro, chcę się ubierać. Pójdź zaraz do księcia i poproś go, by niezwłocznie zarządził mój wyjazd.
— Najmiłościwsza...
— Ach, nie sprzeciwiajcie się moim postanowieniom. Dziś muszę wyjechać. Przedtem jednak chcę się pomodlić w kaplicy, na grobie księcia... ojca. Wróć zaraz, Inaro, pójdziemy razem.
Gdy hrabina wróciła, Gizella była już ubrana, gotowa do wyjścia.
— Jestem jednak dziwnie słaba — rzekła niecierpliwie.
Wypiła podany jej przez Inarę napój wzmacniający i, podtrzymywana lekko przez przyjaciółkę, wyszła na taras a następnie do parku.
Po dłuższym czasie, w kaplicy, wzniesionej nad grobowcami Wenuczych, ukrytej wśród wielkich wiązów i jodeł, daleko w gąszczach parkowych, zagrały organy. Głębokie ich tony przemówiły cichem beznadziejnem łkaniem serca, tęsknotą, zawierającą w sobie całą treść życia, i tym żalem bezmiernym, jakiego usta wypowiedzieć nigdy nie zdołają. W muzyce tej nie było już grzmiącego radością hejnału, ani buntu zrywającej się ku wyżynom istoty — w kaplicy rozbrzmiewała melodja duszy, przepojonej boleścią, śpiew pielgrzyma zmęczonego drogą do słońca, bez wiary, pełna rezygnacji.
A w głębi kaplicy, w jej mrocznej nawie, stał Sweno Wenuczy, wsparty całym sobą o filar, zasłuchany w muzykę organów.