Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

conej sofie i dopiero teraz ujrzał jej bledziutką jak lilja twarz i usta cudownie piękne, lekko, jakby szmerem słów rozchylone. Dreszcz rozkoszy przebiegł go nawskroś, uczuł w sobie pragnienie tak mocne i słodkie, że nie mógł mu się oprzeć i nie chciał. Więc w oplocie swych ramion uniósł Gizellę ku sobie, pochylił się ku niej wolno w upojeniu najwyższem i wtulił zachłannie usta w jej włosy pachnące. Ale wtedy wir obłąkany porwał wszystkie jego myśli, ziemia zatrzęsła się pod nim, szaleństwo odjęło mu władzę nad sobą. Nie oderwał ust, lecz przylgnął niemi do tych cudnych wonnych włosów mocniej, z chciwością bezgraniczną i płomieniem pożerającym mu pierś. Pijany był szczęściem i zatracił świadomość wszystkiego.
Oprzytomniło go dopiero jej westchnienie głębokie, ciężkie. Spojrzał na nią uważniej: była bezwładna w omdleniu, tylko pierś jej poruszała się lekko, ledwie dostrzegalnie. Ogarnął go wówczas przestrach i zrozumiał, że trzeba ją cucić. Przyniósł wodę rzeźwiącą, przyklęknął i, trzymając Gizellę w objęciu jednego ramienia, jął nacierać jej skronie i skrapiać jej czoło. Po chwili otworzyła oczy, wstrząsnąwszy się, jakby lękliwie spojrzała otwartą źrenicą w pochyloną nad sobą twarz Swena.
— Sweno... — wionął z jej ust szept półświadomy, zaledwie dosłyszalny.
Wenuczy przygarnął ją do siebie, hamując swój szał, i wpatrywał się w nią z pod opuszczonych ciężko powiek całą głębią uczuć swoich, panował nad niemi resztą przytomności.
— Gdzie ja jestem? — zapytała, drgnąwszy silniej, Gizella.
— Jesteśmy razem w Awra Rawady... — odpowiedział miękko Wenuczy.
— Książę — ??...
Uczuł, że zadygotała mu w ramionach całem ciałem i gorąco uderzyło od niej, okraszając rumieńcem jej twarz. Pochylił się nad nią nisko, niepomny już na nic.
— Gizello! Bóstwo moje!...
Oddech jego, przepojony żarem, uczuła na swych skroniach.
— Więc to nie był sen?...
— Bóg mi cię oddał na tę chwilę jedyną, Bóg zmiłował się nademną po tylu latach tęsknoty...
— Sweno?!
Szalony poryw uniósł go wichrem, przycisnął ją mocarnie do piersi, zaczął mówić zduszonym szeptem...
— To sen szczęścia... to sen nieziemski... to nasza wielka, cudowna chwila... Gizello umiłowana!...