Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zorganizowawszy pod swoim protektoratem silna akcję ratunkową. Nie pomogły przekonywania cesarza i magnatów, by się nie narażała. Gizella, zapominając o sobie, pragnęła czuwać nad okolicznym ludem, który wyjątkowo umiłowała i nieść opiekę i zasiłki materjalne tam, gdzie rzeczywiście były potrzebne. Z ofiarności swej słynęła dawno we wszystkich niemal wsiach i miasteczkach rekwedzkich, więc tembardziej teraz jej przyjazd był niezwykłą uroczystością dla mieszkańców, strapionych epidemją i sprowadzał zaraz wdzięczne tłumy, żądne ujrzenia królowej, usłyszenia jej słodkiego głosu i podziękowania jej za troskliwość i serce.
Doniesiono pewnego razu Gizelli, że w odległej wiosce nad Anudem epidemją zdziesiątkowała ludność tak strasznie, że pozostało na pastwie losu moc dzieci-sierot, pogrążonych w ostatniej nędzy. Gizella zerwała się, jak ptak, śpiesząc na ratunek. Obrała podróż zwykłą łodzią, gdyż trzeba było mijać Awra-Rawady, a stamtąd statek królewski mógłby być łatwiej dostrzeżony. Towarzyszyli jej hrabina Inara i baron Topcza, wiosłowali dwaj wynajęci przewoźnicy, którzy zresztą zrzekli się zupełnie zapłaty za dobry uczynek ukochanej królowej. Dzień był upalny, powietrze duszne, rzeka zalana słońcem iskrzyła się od spadających na nią mirjadów ogni. Mijając zamek Wenuczych, Gizella zatopiła w nim oczy. Przeżyte tam chwile były dla niej tak pamiętne i tyle zawierały czaru szczególnego, że gmach ten wyniosły, panujący potęgą swoją nad rzeką i okolicą, samym widokiem wzbudzał w niej uczucia głębokie i dreszcz jakiś niesamowity.
W wiosce przebyła cały dzień, niosąc pomoc w postaci złota... i serdeczne słowo... Odpływała do Doken już po zachodzie słońca, żegnana przez wynędzniałych wieśniaków jednym płaczem wdzięczności bezmiernej. Miejscowy ksiądz zatrzymywał ją na nocleg, gdyż zanosiło się na burzę, lecz baron Topcza był przeciwnego zdania, nagląc do powrotu.
— Niebezpieczny tu nocleg dla najmiłościwszej, w tem epidemicznem cmentarzysku nie można narażać królowej na wszelkie możliwości pomimo nawet wygasłej zarazy. Popłyniemy, a gdyby burza groziła, mamy po drodze zamek Awra Rawady, gdzie znajdziemy zawsze schronisko.
Przypomnienie zamku Wenuczych zmieszało Gizellę, lecz nie okazała tego i postanowiła odjechać.
Jakoż wkrótce, gdy zapadł wieczór, burza rozpętała się ze srogością niebywałą, uczyniło się tak ciemno, że nie było widać brzegów rzeki, tylko jeden bezmiar wody spienionej. Wicher uderzał w łódkę z jakąś szatańską zjadliwo-