Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

no, w towarzystwie książąt dworu i mnóstwa przybocznych oficerów i dygnitarzy oraz księciem Ksywianem. Następca tronu od pierwszej chwili ujrzenia Gizelli tak się nią zainteresował, że odrazu zwróciło to uwagę całego dworu. W ciągu ubiegłych dni używał wszelkich sposobów, aby jaknajdłużej przebywać w towarzystwie cesarzowej, i widocznem było, że, kiedy rozmawiał z nią, wybuchał nienaturalną podnietą, nie umiejąc słów swych utrzymać w należytym rygorze. Zaciekawiał Gizellę i podobał się jej, bowiem z najbliższego otoczenia Ottokara on jeden miał dla niej dobre, jasne oczy i zjednał ją sobie płomienną otwartością, której i sama nigdy nikomu nie szczędziła. — O ile jednak przedtem wydawał się Gizelli młodzieńcem żywym, pełnym bujnej radości, to teraz wyjeżdżając n a rewję spostrzegła, że zmuszał się do zachowania wyrazu pogody, choć grymas niezadowolenia nieznacznie osiadał mu na ustach. Zapytała więc Ottokara:
— Cóż się stało, że książę Ksywian jest dzisiaj tak zmieniony?
Cesarz rzucił przelotny wzrok na brata i rzekł z pewnem lekceważeniem:
— Ach, zmartwiony jest zapewne, że niczem się przed tobą popisać nie może, czego by bardzo pragnął. Ale... Zili nie uważasz na rewję?...
— Ależ, Ottaro, jestem zachwycona! Patrząc na galopującą dzielnie konnicę, tam znowu na ciągnący majestatycznie sznur dział przeróżnych, tu zaś na zwarte, żelazne szeregi piechoty, która ma w sobie zaklęcie jakiejś przedziwnej mocy, mam wrażenie, że poszłabym na czele tych wojsk, ale nie po krwawe zdobycze na krzywdzie słabszych, lecz... po trofea piękna i dobra, po niewiędnące wawrzyny ducha.
Ottokarowi zapłonęły oczy.
— Zili — szepnął, przysuwając się do niej — jesteś boska, imponujesz mi, uczę się od ciebie czuć i myśleć inaczej!
Gizella nic nie odrzekła, zapatrzona w przestrzeń. Oboje teraz milczeli, pochłonięci widokiem niezliczonych kolumn wojsk, rozwijających się przed nimi, jak w tanecznym korowodzie. Umieszczone w kilku miejscach orkiestry rozbrzmiewały naprzemian porywającą muzykę marszów, co chwila rozlegały się donośne krótkie rozkazy dowódców, miarowe uderzenia kilkutysięcznych nóg piechoty potęgowały nastrój szczególny, uroczysty.
Książę Sebastjan stał opodal na koniu i marsowym wzrokiem ogarniał pole ćwiczeń, nie omijając oczami ani jednego żołnierza, jakby pragnął wojsko to, umiłowane na-