Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gizella zbyt była wzruszona, by odpowiedzieć narzeczonemu. Spojrzała tylko na niego wdzięcznym, wymownym wzrokiem, a w oczach jej było tyle przepastnej słodyczy i taki urok porywający, że Ottokar musiał zapanować nad sobą, by nie chwycić jej w ramiona i wobec wszystkich ucałować jej świeżych, rozkwitłych w uśmiechu ustek.
Gdy przeszli do wielkiej sali pałacu, księżna matka, Annuncjata Zofja, podeszła majestatycznie do Gizelli i na ręku jej zamknęła bransoletę narzeczeńską Ururgów. Była to szeroka taśma złota, spięta jarzącem się słońcem, utworzonem z olbrzymich brylantów. Na gładkiej zewnętrznej stronie bransolety widniał pięknie cyzelowany herb i korona cesarska oraz napis: „Przez ból i mękę ku słońcu“.
Księżniczka patrzyła trwożmie na surową matkę narzeczonego, gdy zdobiła jej białe krągłe ramionko w świetny, ciężki klejnot. Ta obręcz złota, iskrząca się brylantami, wydała się jej dziwnie groźną.
Księżna zaś rzekła ceremonjalnie:
— Tę bransoletę nosiły wszystkie narzeczone cesarskie i cesarzowe Sustji. Ostatnio noszoną była przez stryjenkę jego cesarskiej mości cesarza Ottokara, Julję Krystynę. Teraz klejnot ten jest własnością waszej wysokości, jako przyszłej cesarzowej.
Gizella była tak oszołomiona zaszczytem, nadawanym jej przez matkę cesarza, i tak czuła się w tej chwili skromną wobec dostojnego tytułu cesarzowej, że oczy jej spojrzały z lękiem i dziecięcą niewiarą.
— Ja cesarzową Sustji? — szepnęła. — Czy to możliwe? Jestem tak mało znaczącą istotą...


Lękliwy wzrok Gizelli i pytanie, rzucone przez nią jakby w przyszłość, uchwycił książę Maksymil. Znalazł się znowu pod wrażeniem niepokojących uczuć. Uroczystość zaręczynowa tak nagła wydała mu się zbyt długą i męczącą. Pragnął pozostać sam i bał się samotności, która wszak może być podobną do zupełnego odosobnienia, jakie go niechybnie czeka po wyjeździe Gizelli do Idania.
Wreszcie znalazł się w swoim gabinecie. Zanurzył się wygodnie w skórzanym, głębokim fotelu i patrzył na portret Gizelli, malowany przed dwunastu laty, kiedy zaledwie umiała szczebiotać... Potęgą genjalnej interpretacji, dziewczynka ukazywała się na płótnie jak żywa. Jak to czas szybko przemknął, że dziś Zili włożyła na palec pierścień zaręczynowy.