Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moje drogie — rzekła Gizella — życie ludzkie jest jak kwiat — czyż kwitnienie trwa wiecznie? Przeczuwam, że na gałązce życia mojego wyrósł taki przedziwny kwiat szczęścia, który rychło, o, może bardzo rychło, przeistoczy się dla mnie w czarę pełną, goryczy trującej. To zresztą jest historyczne w naszym rodzie Wittelsgethów.
Wtem Gizella poruszyła się gwałtownie, utkwiwszy oczy w jeden punkt na piasku wybrzeża. Zasłony jej rzęs załopotały trwożnie, z ust pobladłych wybiegło pytanie:
— Kto to się zbliża... tam?
Damy honorowe i służebna szybko spojrzały w tę stronę. Nikogo nie było.
W tej chwili Gizella zerwała się z miejsca, cofnęła się w tył z przestrachem i wyprężyła przed siebie ręce, jak przed ciosem.
— Najmiłościwsza pani! — krzyknęły przerażone kobiety, stając koło niej. Hrabina Dalney porwała ją w pół.
— Co się stało? — pytała drżącemi ustami oszołomiona. — Tu nikogo niema, tylko my. Łódź nasza daleko...
— Widziałam wyraźnie — szepnęła stwożona Gizella — jakiś mężczyzna rzucał się na mnie... Zadał mi cios... tu — wskazała na piersi.
Damy spojrzały po sobie.
— Najmiłościwsza pani, zaręczamy, że tu nie było nikogo. Jest nas trzy. To jakieś przewidzenie, może dziwny układ cieni na piasku... Może mewa przeleciała, czy gołąb... Zresztą Kediw leży spokojnie, a wszak jest on wyjątkowo czujny.
Gizella zwróciła się do swych towarzyszek głosem miękkim i cichym, brzmiała w nim prośba.
— Nie mówcie o tem cesarzowi i nikomu nigdy, ani słowa.
Damy pochyliły czoła i w milczeniu przeprowadziły cesarzową do gondoli. Wracając do pałacu, Gizella nie odrywała oczu od lazurowej toni morza. Odbijała się w niej wyraźnie dorodna postać wioślarza, sterującego łodzią. Wioślarz był ubrany biało, obcisło, na ramionach miał zarzuconą pelerynę szafirową, na czarnej czuprynie nałożony z junacką fantazją okrągły beret szafirowy z białem piórem. Dwóch paziów cesarzowej w błękitno-złotych strojach stało za nią ńa drugim końcu gondoli. Kediw leżał spokojnie u nóg swej pani, także zapatrzony w morze. Wioślarz powolnie zanurzał wiosła do wody, a gdy je wyjmował, zdawało się, że z nich spadają rzęsiście perły i opale w rozkołysaną leniwie toń.
Cesarzowa szepnęła do hrabiny Inary po rekwedzku: