Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

klęcia, a ona słuchała w skupieniu, dotykając każdej rzeczy dobrem spojrzeniem swych źrenic. Komnaty zamku, bogate w malowidła i rzeźby, ściany, zawieszone staremi obrazami, mozaikowe sufity i posadzki, meble antyczne, ciężkie od bronzów, świeczniki i posągi starożytne, wszystek ten przepych miał dla Gizelli odmienną, niż gdzieindziej fizjognomję, odmienny głos i duszę. Gdy stawała przy kwiatach, czuła, że nie jest samą, że coś, jakby duch jej własny, oderwany osobno, czy też duch tego zamku, błąkający się od wieków po nim, chodzi za nią niewidzialny i jeno daje znać o sobie. Z doznanych wrażeń nie zdradziła się przed cesarzem, zachowując pozorną równowagę i trzeźwość umysłu, dopiero, na zapytanie Ottokara, co wywołało zmianę jej wewnętrznego usposobienia, wyznała:
— Pełen sennego rozmarzenia jest ten zamek. Czy nie dostrzegasz, nie odczuwasz tu legendy przedwiecznej? ona się snuje w tych murach wyraźnie.
— Widzę istotnie na każdym sprzęcie piętno dat stałych, ale ponad to nie sięga moja fantazja, bo w rzeczywistości jestto jeden z takich samych zamków, jakie posiada świat cały.
— Ach, nie, tak brać rzeczy nie można! Tu nie chodzi bynajmniej o zdolność fantazjowania, o nadawanie przedmiotom kształtów i barw nieprawdopodobnych, zgoła urojonych, lecz o to, co nas wzrusza i zastanawia, co znajduje w naszych sercach oddźwięk sympatyczny. Wszak wiesz, że nietyiko takie zamki posiada świat cały, jako pomniki przeszłości, ale i zawarte w nich tragedje, z których wzruszy nas zawsze tylko ta, na którą patrzymy z bliska, własnemi oczami.
Cesarz nic nie odrzekł, spochmurniał nagle, słowa Gizelli podrażniły go w najwyższym stopniu.
Książę Wenuczy przyjmował parę cesarską z wyszukaną, wspaniałą dworskością, ale też z dostojną powagą, bez zwykłych hucznych festynów, zabaw i igrzysk rozgłośnych. Wizyta miała raczej charakter prywatny i ograniczyła się tylko do zwiedzania zamku i najbliższych okolic oraz do wycieczek pieszych i konnych, bo Gizella przekładała je nad wszystkie przyjemności.
Oglądając baszty zamkowe, cesarska para zatrzymała się na spadającym stromo ku rzece wyniosłym wiszarze; wierzchołek jego nagi, skalisty wieńczył dąb wiekowy, zasiany tu, zda się, dziwnym przypadkiem, czy świadomą ręką Bożą. Olbrzym ten o konarach potężnych, rozłożystych, miał w sobie imponującą godność starczą, a w zaczerniałej korze pnia, pełnej blizn, zmarszczek i guzów,