Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po dawnej świetności już nie było co robić, ale ja jeszcze wypłynę. Przecie nie zbrzydłam. Co?...
Przysunęła do Anny twarz poprostu ohydną, niby maskę z blanszu, różów, szminek, z oczyma sztucznie powiększonemi, z tuszem na rzęsach i powiekach, z wyrazem bezczelnego piętna prostytucji. Anna pomimowoli wzdrygnęła się z obrzydzenia, spuściła oczy na filiżankę, nic nie mówiąc.
Lora śmiała się.
— Et! bo ty jesteś... Ale ja sobie poradzę. Z południa jadę na północ, dla odmiany, nikt mnie tam nie zna. Zobaczysz, że jeszcze zrobię furorę. Ja mam sposoby na mężczyzn.
— Wróć Loro do kraju, zmień życie, zacznij nowe, weź się do jakiej pracy, oczyść duszę i ciało z tego... tego plugastwa. Ja ci dopomogę... jeśli zechcesz?...
— Och... jakaś ty pradna!... Wiecznie próbujesz mnie nawrócić?... rekolekcje w zanadrzu. Myślisz, że już karjera moja skończona?... że quand le diable devient vieux, il devient religieux?...
— Ależ ja jestem twoją rówieśnicą, dwadzieścia osiem lat to samo życie. Wszak jeszcze balzakowskiego wieku nie dosięgłyśmy, tylko ty zawsze miałaś inklinację do kwakierstwa i dlatego wcześnie postarzejesz. A jednak... gdzie to się podziała nasza krasa Hańdziu!
Umilkła, zamyśliła się smutnie, poczem jęła mówić ciszej i wolniej.
— Tak, tak, minęły lata. Różne były nasze losy, różne drogi, różne pojęcia, wierzenia i zapatrywania, a ot widzisz... Obie jesteśmy już... w ruinie. Losy, nasze choć odmienne, skradły nam urodę i... i... wszystko, ciebie obdarły moralnie, fizycznie i materjalnie... Ja wiem! Mnie z przepychu, do którego leciałam, jak ćma do ognia, strąciły na ulicę... pod latarnię. Jeszcze i to mnie czeka jako konkluzja. Psiakrew! Psiakrew! kłamałam, że zrobię furorę. Oho już kaput! co było nie wróci. Już mój los teraz wiadomy. Z miasta do miasta... z rąk do rąk... byle żyć, wystroić się i najeść. A koniec wiadomy, w szpitalu albo... w rynsztoku. Ferdu... ferdu po świecie, ot taka cygańska dola.
— Lora, co ty mówisz? Czyje to słowa?...
— A no co?... to jest wróżba starej worożychy cygańskiej. Pamiętasz?... Mądra wróżba!
Anna oparła łokcie na stoliku i skryła twarz w dłoniach. Wspomnienie wywołane przez Lorę zawirowało burzą w jej umyśle.
Po długiej chwili tego zanurzenia się w odmęcie minionych zdarzeń poczuła lekkie uderzenie w ramię. Odkryła twarz i spojrzała na Lorę.