Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXIII.
Jego ultimatum.

Andzia tańczyła z Drohobyckim. Urok bijący od niej odurzał go, wprowadzał w szał niebezpieczny. Napawając się jej urodą myślał pół przytomnie.
...Szczęśliwy był Jędrek, że była jego narzeczoną, szczęśliwy Horski, najszczęśliwszy, że jest jego żoną. Nie dziwię się ani Smoczyńskiemu ani Kościeszy. Taka kobieta to rozkosz życia, to...
— Panie Drohobycki, już dosyć... jestem zmęczona.
— Zaraz, tylko do wolnego miejsca...
I znowu myśli napływają.
...Hadziewicz prawdę mówił, taką, jak ona, to, się najpierw pragnie zyskać dla siebie, widzi się tylko cud jej urody, jej czar...
Mijali kanapkę narożną i Anna usiadła na niej bez tchu.
Drohobycki stał przy niej niepewny, zmieszany.
...Czy odgadła moje myśli?...
Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
— Może mi pan przyniesie kruszonu, proszę.
Skoczył spełnić polecenie. W drzwiach do ogrodu mignęła para znajoma, zainteresowała go. Przyniósł Andzi żądany napój i pod jakimś pozorem wymknął się do ogrodu; stąpał cicho pomiędzy klombami, dotarł do parku i zanurzył się w jego cienie. Wkrótce usłyszał szmer rozmowy prowadzonej półgłosem. Drohobycki, skradając się, jak kot na zdobycz, stanął tuż za wielkim kamieniem, za którym po drugiej stronie była duża ławka. Rozpoznał głosy i słuchał.
— Tak mnie pan kusi, że chyba... a tymczasem ja mam męża i to... byłby grzech — szeptała kobieta rozwlekle, widocznie w silnem podnieceniu.
— Jaki tam grzech! Czyż rozkosz może być grzechem?... chyba jej pani nie zaznała nigdy, w takim razie współczuję pani serdecznie.