Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przytulił głowę Andzi do piersi i gładząc jej włosy, spojrzał na nią ukośnie.
— Nadużyłem bajecznie zaufania panny Anny Tarłówny. Co?
— Bajecznie!...
Zaśmiał się cicho, trochę drapieżnie i szepnął jej do ucha, samem tylko poruszeniem warg.
— Nadużyję jeszcze gorzej... w Hurlestone House.
Andzię zalał wstydliwy, gorący żar krwi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .