Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Topniały w nim ostatki nadziei, że szczęście zdobyte w ten sposób, może być szczęściem.
Żył teraz w nieustającej męce, pragnął przyjazdu Andzi i jednocześnie chciałby odłożyć tę chwilę do nieskończoności. Nie pisał do niej, czekał. Nie zajmował się niczem, przesiadując w domu, najczęściej w swoim pokoju zamknięty z listem Andzi.
Wertował go tak często, że już go umiał na pamięć. Andzia nie pisała więcej, szczęście Jasia zawisło w niepewności.
Któregoś dnia wezwał go do siebie Kościesza. Jan odmówił przyjścia, dając jakiś drobny powód. Kościesza nie ustąpił, atakował go parę razy, bezskutecznie, nareszcie któregoś ranka sam przyjechał do Smoczewa. Jan wyszedł blady, bardzo zmieniony. Ojczym Tarłówny patrzał na niego uważnie, wreszcie rzekł grobowym swym głosem.
— Znękany pan jesteś... widzę, to było do przewidzenia. Miłe złego początku, ale koniec żałosny.
Jan spochmurniał.
— O czem pan mówi, nie rozumiem?...
— Proszę nie udawać, wiem wszystko. Anna odmówiła panu. Powtarzam, to było do przewidzenia.
— Jest pan w błędzie, nic podobnego nie zaszło — wykrztusił Jan z ukrytem przerażeniem w duszy.
— Miał pan list od Andzi?...
— Miałem i teraz ja z kolei powtarzam: jest pan w błędzie.
— Łudź się młodzieńcze, owszem, to dewiza; twego życia. Pielęgnuj nadzieję jaknajdłużej.
Smoczyński już chciał list Andzi rzucić mu w twarz, ale się powstrzymał.
... Taki list pokazać?... niepodobieństwo!
— Czy mogę wiedzieć co pana skłoniło do przyjechania tutaj? — spytał sucho.
Kościesza zmierzył go wzrokiem.
— Nie miałem zamiaru odwiedzać pana i zapytanie to jest nieprzyzwoite. Wybaczam z powodu ważności sprawy, która mnie aż tu popchnęła. Wzywałem kilka razy, nie przybyłeś pan do mnie, ja sam musiałem się fatygować.
— Przepraszam. Jakaż to sprawa?
— Czy pan wie kim jest Lora?...
— Lora, moja siostra?...
— No tak, tak, ta sama, kim jest teraz?
— Nie rozumiem pytania? Lora jest zamężną, nazywa się von Bredov Nordica i mieszka stale w Monte Carlo...
— Lora jest prostytutką.
Jan poczerwieniał. Zahuczało mu w głowie od napływu krwi.
— Panie Kościesza to podłość! To, to...
— Razi pana ta nazwa?... więc ją złagodzę; Lora jest kokoką, grandesą jak tam nazywają, nierządnicą jawną, pod protektoratem bardzo wygodnego męża. W takim domu przebywa