Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chrapy w górę i zaryczał donośnie, gardłowo, niby hymn pokorny do Stwórcy za słońce i dobre śniadanie.
Lecz te delikatne odgłosy potwornych zwierząt nie zostały podobnież przyjęte przez innych tubylców moczaru. Pierwsze czaple wzbiły się w górę, umykając przed rozbrykanym młodzieńcem łosiego rodu; rozkrzyczały się kuliki wodne i czajki, gdzieś z oddali zakruczały niewidzialne żurawie i bąk huknął jak z pod ziemi. Lecz szczególnie dziwny popłoch powstał wśród kaczek; kaczory darły się jak opętane, nie bez powodu, bo nagle z przeciwległego krańca mokradła buchnął strzał w tę wrzawę.
Cichy, liljowy spokój świtu zmącony został tragicznie. Dzień powstający rozpoczynał już walkę.
Huk strzału zelektryzował Grześka, rzucił się on naprzód jakby sam był raniony i rozglądając się bacznie, węsząc dym,, mówił, raczej mamrotał gniewnie.
— Aaa! ot co! Trochę ja się dziwił, czego kaczory tak hałaszą, da z oczeretów fyrkają w górę, a to ot, Boże chorony, ktoś się na nich zasadził, wystrzelać biednieńkie chce. Pewnie ten pohany mużyk ze smolarni, co rusznicę ma da szkody po boru czyni, abo może telegrafista z Wilczar. Ja mu dam kaczory! Pobaczysz ich wołokito. Trostja na tebe złodijako...
Szary z nadmiarą irytacji zaczynał wpadać w dobitne wyrażenia miejscowego narzecza.
Poprosił młode towarzystwo aby na niego zaczekało, sam zaś podążył krokiem szybkim, wprawnego łowcy, idąc brzegiem lasu i tym sposobem okrążając moczary.
Andzia usiadła na zwalonym pniu sosny, obok niej Jaś, tylko Lorcia, niezmiernie zaciekawiona kto strzelał, kręciła się jak fryga.
— Jestem wściekle głodna — rzekła Handzia.
— Głodnaś? A to ja mam coś w sakwie — zawołał Jaś z dumą i jął otwierać torbę myśliwską z sarniej skóry.
— Patrzcie, już ani jednego łosia niema na polanie. No, ale widoki mieliśmy nadzwyczajne, muszę tu przyjść jeszcze raz.
— Tymczasem Handziu zjedz co nam los nadarzył, bo na obiad do Wilczar powrócimy późno, wygłodniejesz.
Podał jej na papierze szynkę i chleb.
— Jak to zjesz dam smakołyk, tylko nie grymaś, zjedz wszystko.
— Wilka bym zjadła, gdyby nie było nic innego. Lorka chodź na śniadanie.
— Daj jej spokój, ona się już za kawalerem ogląda bo przeczuwa, że to nie mużyk strzelał.
— A jeśli telegrafista, to co?
— No dla niej dosyć, ona nie jest wybredna. Mówię ci, Andziu, ona niema smaku, aby chłopiec — reszta furda!