Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Miej Boga w sercu!...“

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zaszumiało znowu. Śpiew słodki, o nieziemskiej harmonji tonów rozległ się w przestworzach, owiał Annę czarem swej potęgi.
Wstaje z klęczek i, zasłuchana wpatruje się wróżowo-srebrzystą zorzę, przenikającą obłoczne puchy. Śpiew zwolna ginie w przestrzeni, stapia się z nią, cichnie, pociągając za sobą świetlistą łunę, rozpłynął się wysoko, aż gdzieś za chmurami, może u stóp Stwórcy składając swą złotą lutnię.
Oczarowana stoi chwilę, łowiąc ostatnie echa tonów rozedrganych, lecz i te wsiąkły w wilgotnej, kroplistej mgle, rozpanoszonej władczo, jak smutek po szczęściu.
Andzia rzuca się znowu do odczytywania pergaminowego zwoju.
Ale karty już nie było.