Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XV.
Cud życia.

Andzia po powrocie z lasu, dowiedziawszy się o bytności i nagłym odjeździe Olelkowicza, zastanowiła się głęboko.
... Dlaczego on nie czekał na mnie?...
Dziewczyna sposępniała.
Któregoś dnia, gdy Kościesza wyjechał do lasów, Andzia uśpiwszy panią Malwinę po obiedzie, wybiegła z domu...
— Na łąki, na wyręby, w trawy — wołało w duszy jej stęsknionej.
Za budynkami gospodarskiemi leśniczówki, Andzia odrazu wpadła w burzany, które zakryły ją prawie zupełnie. Zwisały nad nią zielone, pyszne pióra, kielichy, korony kwiatów, i szemrało to wszystko jakąś gędźbą smutną, tęskną a rozkoszy pełną. Zanurzyła się Andzia w kwiatach, pochłonęły ją wonie, czarem przejmujące. Poczuła się swobodną, lekko jej było dziwnie i radośnie, że jest sama, że obcuje tylko z naturą, że myśli swe puścić może swobodnie po stepie i ze stepem rozmawiać. Tęskniła tylko za jednym człowiekiem będąc wolną od ludzi. Lecz oddzielały ją od niego kwieciste przestrzenie i bory ciemne; wołała go do siebie duchem. Snuły się kwiaty nad Handzią, wyrastały przed nią pióropusze świetne i za nią kolorowa wlokła się smuga. Dziewczyna jak sarna dzika, na swobodę z niewoli puszczona pruła zielone fale traw, strącając z kwiatów barwne okiście. Radowała się tą wonną roztoczą, szumem, jedwabnym szelestem tego morza atłasowych źdźbeł, w którym niekiedy zapadała głęboko, że nad jej głową jeszcze chrzęściały trawy. Czasem tonęła tylko do pasa, czasem głowa jej ciemna, obciążona zwojem warkoczy, wykwitała tuż nad kwiatami, a jasny rumieniec kraszący jej twarz smagławą i oczy tęskne, lśniące jak czarne granaty, czyniły ją arcy kwiatem tych kwietnych gmin, królewną ich przepychu.
Źrenice Andzi pełne iskier złotych, nalane były pragnieniem wewnętrznych uczuć, które budziła dusza bujna, lecz usta jeszcze ich nie rozumiały, może przeczuły, bo paliły gorącym krwistym żarem, płonęły.