Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

razu do celu. To jest życie!
— A jeśli taka szybkość zawiedzie, albo cel osiągnięty tak łatwo okaże się... no, marnym?...
— Marnym? nigdy panie! może nie być jedynie zabawnym à la longe, a wówczas puszcza się w trąbę i hajda w drugą stronę z tą pewnością, że i... moja partnerka to samo zrobi.
— Ach tak? To nie nowy wynalazek to, co pan głosi.
Wiem o tem, nie nowy lecz starannie ukrywany, potępiany. Jest jeszcze trzecia kategorja: tolerowany, ale to znowu co innego: to niewolnice brane za pieniądze, brudne kobiety!
— A pańskie kobiety jakieby były, te hołdowniczki pańskich haseł?
— Szczere i tylko szczere, oddając się jedynie temu do kogo krew zakipi, bezinteresownie, z szałem i z tą wiarą przemożną, że są uczciwe, że idą wbrew utartym zasadom kabotyństwa, ale za rozkazem siły wszechwładnej, która powinna być religją, prawem człowieka!
Olełkowicz skrzywił się.
— No, wie pan, religją... prawem?... To za silne określenie zmysłów. Jest to prawo rozmnażania się gatunku, zapewne, ale prawo wyłączne cielesne, żądza krwi. Biorąc rzecz ściśle, wedle pańskiego zdania, byłyby zwierzęta zamiast ludzi.
— A tak, poco udawanie? Wszyscy jesteśmy zwierzętami w ludzkiem ciele, to tylko forma odmienna, treść ta sama.
— Nie zaprzeczam panu, ale dodam, że bywają tacy pseudo ludzie-bydlęta, w poszczególnych jednostkach i dlatego nie wolno mówić „jesteśmy wszyscy“. Fakty sporadyczne nie stanowią epidemji.
— Zaręczam panu, że to nie pojedyńcze fakta, ogół jest taki — upierał się Okszta. — Różnica na tem polega, że jeden nosi swój kożuch wełną na wierzch, drugi zaś cienkiem suknem i to mydli oczy.
— Nie panie, ja głębiej wnikam ponad formę zewnętrzną odrzekł Olełkowicz. — To taka subtelność etyczna, która jest w duszy ludzkiej, albo jej niema, lecz jeśli tak, wówczas może być nawet szorstka powierzchnia człowieczego ja, ale to nie zniweluje etyki. Czasem zaś pod powłoką świetną, kryje się ohydniejsze zwierzę, niż pod kożuchem cuchnącym, bo brak tam etyki. Parafrazuję pańskie zapatrywania. Nigdy się z tem nie zgodzę, żeby zwierzę w cienkiem suknie, jak pan określił, nie poszarpało wreszcie swej maski, że się tak wyrażę. Zresztą to się przeczuwa. Uważny badacz ludzki łatwo przeniknie każdą powierzchnię danej istoty.
— Więc pan wierzy w etykę?...
— O tak, jestem jej hołdownikiem wiernym.
— Więc etyka to pańska religją?...