Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piła do żwiru; ostrzegł ją dźwięk metaliczny tuż nad ziemią idący, podobny odgłosem do pocierania kosy o kosę. Brutalne szarpnięcie za szynel i uderzenie w plecy; dwa opuszczone łańcuchy przewlokły się ze skowytem ogniw żelaznych. I znowu trata—ta hałaśliwe, jednostajne.
Przerażenie skuło dziewczynkę.
Gdyby mnie te łańcuchy pociągnęły za sobą? Wtedy to już śmierć.
Ale oto zdaje się Andzi, że z niej coś ściągnięto. Grzechot wagonów nad jej głową przycichł. Trzask, hurkot ostatni przeleciał nad jej ciałem aż do nóg i trajkocze dalej, zmieniając ton na wyższy i niższy. Cug świstnął zamaszyście, nad Andzią zaś wieje już wiatr swobodny, szeroki i otrzeźwia ją zupełnie.
Pociąg przeleciał.
Młodociana awanturnica zerwała się na nogi, obróciła i patrzy w stronę znikającego potworu. Żelazne wozy roznoszą hałas tępy, dudnią, szumią to głośniej, to ciszej i biegną — uciekają w ciemną przestrzeń.
Dziewczynka oddycha z głębi piersi, owładnęły ją uczucia nieokreślone, pomieszane z sobą. Naraz doznała żalu za minioną chwilą i dzikiej wesołości, wyzwolenia i obawy, że Jaś zawiadomił ojczyma o jej wybryku. Ale chłopak już przyskoczył do niej, porwał jej ręce i odciągnął z nasypu daleko, aż pod sągi drzewa.
— A widzisz! Widzisz! — rzekła Andzia.
Jaś rzucił się jej na szyję. Woła uradowanym głosem,, przepojonym szczęściem:
— Andziuś złocista! żyjesz! jesteś cała. Myślałem, że umrę ze strachu. Wiesz, że to był okrutnie długi i naładowany pociąg?...
— Jasiu, nie powiesz o tem w domu, co? Daj słowo honoru.
— Daję — rzekł chłopak z powagą. — Ale, cóż ty — byłaś pod lokomotywą, a boisz się...
— Bo lokomotywa mogłaby mnie jedynie zabić; ja boję się wymówek i gniewów.
— Przecie rózgą nie dostaniesz?
Oboje parsnęli śmiechem.
— Wyobraź sobie pannę Ewelinę w tej roli karcącej — mówiła Tarłówna — chyba za każdem uderzeniem płakałaby i całowała po rękach, przepraszając.
Młoda para oddaliła się od plantu kolejowego, idąc w głąb łąki soczystej i wonnej. Kierowali się do leśniczówki wilczarskiej, migającej równym szeregiem świateł, jak gdyby zawieszonych w powietrzu.
— Leśniczówka oświetlona a giorno; może kto przyjechał? A jutro rano obława na wilki, pojedziemy znów razem, co?...