Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lodje, jakieś śpiewki tęskne lub zawadjackie, wyłowione z poszumu traw, z falowania tych rozległych przestrzeni kwiecistych. Barwne morze traw rozśpiewane było i hulaszcze; biegły po kwiatach nuty żałosne, pochylając smętne kolorowe ich główki; bodiaki kolczaste i wyniosłe roznosiły chrzęst swój buńczuczny. Olbrzymia roztocz zapachów i szmerów.
Czasem, gdy podmuch wiatru zadął silniej, trawy kładły się pokotem a szum tych mas przeistaczał się jakoby w rozgwar morskich bałwanów. I znowu buntownicze trawy poszły w górę, dumne ze swej krasy i potęgi i znowu tarzały wiatr po sobie, by na nowo zepchnąć go ze swych zielonych poziomów i zatrząść pióropuszami bogatych ciał. Chwiały się pojedyńcze, wysokie trzęsienia siwobrunatnych drżączek i rude miotły szczawiów i wielkie grona lila dzwonków i naparstnice potężne i ogromne żółte pełniki, kształt róży mające. Smutne kity siwobłękitnej kłosówki, gronka perłówek i zielone wiechy niestrawy trzęsły się w zapamiętałym tańcu, w tej niezmiernej, rozhulanej tłuszczy. Przepyszne storczyki łąkowe o wydłużonych, wytwornych koronach, szumne okiście żółtej i białej przytulii, smółki lepkie i purpurowe, rozchwiane puchy bylicy, baldachimy białe jakby z koronek cennych utkane lazurku i blekotu. Zielnik jedyny w swym rodzaju, ogromny i pyszny; złocony słońcem, rozpanoszony na swej glebie żyznej, karmiącej. Całe armje powietrzne motyli barwistych unosiły się nad rozkwitem łąk-stepów... żywe kwiaty uniesione wiatrem. Śmigały szafirowe jaskółki i kraski jaskrawe upierzeniem, niby bukiety z chabrów i maków. Zdawałoby się, że kwieciste łany samą sugestją wabią do siebie tylko kolory, lub też każdy twór barwią na swój sposób.
Andzia wychylona z bryczki całą postacią, jakby oddając się oceanom kwiecistym, wchłaniała widok, szmer słodki i wonie.
— Pannuńciu, ot rozkosz! — mruknął powożący chłopak, odwróciwszy lekko głowę.
Zerknął przedtem na Kościeszę, i stwierdził, że śpi.
— Lubisz step Hawryłku?
— Abo to step? — rzucił ironicznie. — Hej! hej! pannuńciu, harno i tu, ale kudy do stepu! Na naszu Ukrainu kołyb pannuńcia poichały, tam kraj, trawy, a burzany takije wełykie, szczo i mużyk na zdorowym koniaku propade po uszy. A wże jak czełowik abo zajczyk w burzanach, to tylki jeho pobaczysz, szczo bodiaki da trawy trasu, trasu po werchach.
— I w tych trawach koń by się schował. Prawda?...
— A wże musi tak, ałe majbut’ uszy by górowały. To widno, szczo panna ze Smoczewa bude żdaty na wielmożnych paniw w Temnym hradi? — spytał, zmieniając ton.
— Panna Lora, w Temnym hradzie; kiedy?...