Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcę... z twojej... tyś panem... ty mi jej użycz... ja ci ufam...
Odczuł ją, że pozostała już tylko jej prośba. Zawrzała w nim walka buntu, namiętności, szalonego pożądania z siłą woli tak potężną, że łamała wszystko. Pohamował się mocarnie, szarpnął nerwami, aż coś w nim boleśnie zgrzytnęło, kipiącą krew zatrzymał tamą swego rozkazu i... zwyciężył. Dla niej, dla jej spokoju i, sam od tej myśli spokojniał.
Twarz jej przytulił do swojej i szepnął głosem wzburzonym:
— Ufaj! Tyś moja świętość, ja cię nie skalam, ja cię uszanuję, bo cię kocham siłą ducha mego; ciało mogłoby osłabnąć, duch nigdy. Nie trwóż się, zachowaj spokój, takich pieszczot, jakie ja biorę, nie broń mi. Duchem należysz do mnie całkowicie i niepodzielnie, ja mam do ciebie najwięcej praw duchowych, zatem całować, pieścić cię muszę, słyszysz muszę, by choć przez chwilę zapomnieć o tem, co nas dzieli, choć przez chwilę mieć złudę, że należysz do mnie bez zastrzeżeń. Wszak nasze pieszczoty to punkt, gdzie się spotykają i łączą nasze uczucia, to za-