Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mocny supeł, wówczas skręcił ubranie w sznur, z szelek zrobił petlę szeroką, zaczepił się o wydłubane zręby i ręką i gwałtownie jął zarzucać petlę na wystający z za parkanu gruby sęk drzewa. Klął przez zęby; oczy gorzały mu dzikością; miotał się jak szalony. Spadał na ziemię, znowu lazł na płot i ogniście machał petlą naoślep, niemal z zajadłością. Nareszcie improwizowany arkan trafnie rzucony wpadł na sęk, zahaczył się głęboko i wyrwał się z rąk Bohdana, zwisając na płocie. Chłopak krzyknął radośnie. Zeskoczył i jął rozcierać zdrętwiałe ramiona. Patrzał na sznur, kołyszący się lekko, z taką uciechą, jakby na jakieś przepotężne i sławne dzieło wszechświatowe. Rozpromieniony szczęściem chwycił się znowu za zrąb, podważył i złapał linę w dłonie, mocno z całej siły. Teraz już szło mu dobrze. Łapał za sznur coraz wyżej, nogi opierał o świeże rany parkanu i piął się zupełnie prawidłowo.

Był dumnym i pewnym siebie.
Gdy wydłubane schody skończyły się wreszcie, Bodzio stropił się na chwilę, lecz zaraz energicznym ruchem począł pełznąć w górę tylko po linie, wisząc ciałem w powietrzu i bijąc butami w parkan. Wtem usłyszał trzask, zrobiło mu się gorąco, włosy powstały na głowie. Odruchowo spojrzał na dół i zdrętwiał. Był już bardzo wysoko: zląkł się, żeby nie upaść.
Drugi trzask, silniejszy od poprzedniego, przeszył mu ciało jak bagnetem.
Rozpacz i gniew zawrzały w nim.
— Zjesz djabła! — syknął nienawistnie, patrząc złemi oczyma na łamiący się sęk. Z pasją zrobił kilka gwałtownych ruchów w górę i... ukląkł na szczycie płotu.
— Eureka! — krzyknął z niesłychaną brawurą.
Usiadł wygodnie na szerokim palu, nogi spuścił na dół w stronę zwierzyńca i śmiejąc się wycierał pot z twarzy. Z ironiczną miną obejrzał nadłamany sęk, i próbując jego mocy rzekł głośno:
— Musisz mi jeszcze służyć, kochaneczku.
Zwiesił sznur na drugą stronę płotu, i uczepiony silnie zaczął spuszczać się na dół. Ale sęk ułamał się w połowie drogi. Bodzio upadł na ziemię, jak długi. Na głowę zleciała mu pętła wraz z grubym odłamem drzewa.
Młodzieniec odrzucił precz od siebie sęk razem ze sznurem i zawołał szyderczo: