Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bować!... Kto mu się kłania, temu kula w łeb... bracia, to burżuj... Niech żyje komuna!... Zgładzić panów! ...
Głos agitatora zmienił się w ryk; odpowiedziało mu kilka pojedyńczych okrzyków z tłumu i głucha cisza. Tylko palące się swobodnie fabryki huczały rozszalałym płomieniem.
Ordynat ani drgnął. Jechał dalej, lecz na jego ustach uśmieszek ironiczny wzmógł się, w oczach błysnął humor.
Zalęknione gromady ludzi, podbudzone nowym krzykiem agitatora, zaczęły się tłoczyć, popychać. Niektórzy wpadli w ogień; rozległy się wrzaski duszonych. Na kilku zapaliło się ubranie.
Powstała panika, którą spotęgowało jeszcze walenie się przepalonych murów.
— Burżuj! ... burżuj! wyzyskiwacz biednych! Truteń!... - ryczał rozjuszony głos w oddali.
Gromady, zewsząd popychane, otoczyły Apolla, zwartą, ciężką bryłą ciał ludzkich. Koń wyrzucał głową, zaczął bić kopytami.
Coraz więcej duszonych głosów wychodziło z tłumu. Wielki komin gorzelni, czerwony jak rubin, chwiał się u podstawy. Groza straszliwa wleciała tu wichrem i rozniosła trwogę.
Ordynat stanął w strzemionach, podniósł rękę, i wskazując błyszczącą, błotną przestrzeń poza ogniem, zawołał donośnie:
— Kto nie ratuje... tam!... marsz!... Wolno... wolno... Ustępować... nie tłoczyć się... Wolno!...
Głos ponury nie milknął:
- Burżuj... Śmierć mu! ....
W okropnym gwarze ludzkim, w szumie fali ognia — rozległy się dwa suche trzaski rewolwerowe, jeden po drugim: traf! traf! — odczute raczej instynktem, niż słyszane. Dwie kule świsnęły powyżej ordynata. On lekko przybladł, lecz nie tracąc spokoju wołał, dalej stojąc w strzemionach:
— Wolno... wolno... W tył... wolno!
Posłuszne gromady szły w porządku, ale w oddali, skąd strzelano, rozległ się mrożący krew wrzask ludzki. Krzyki przeszły w ryk, w wycie dzikich zwierząt. To rozjuszone tłumy robotników goniły uciekającego agitatora, pragnąc zemścić się za strzały.
Te dwa trzaski rewolwerowe były przesileniem na korzyść ordynata. Oburzenie graniczące z obłędem ogarnęło lud. Żądza zemsty za ukochanego pana zagłuszyła wszelkie uczucie ludzkie. Bo w tym tłumie obałamuconym, ogłupiałym, miłość do ordynata buchnęła na nowo, jakby odrodzona.