Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVII.

W sali gry usiadł na bocznej kanapie i poszukał wzrokiem wśród tłumu otaczającego stoły. Łatwo odnalazł młodzieńca, który już wmieszał się w liczbę grających i cały był pochłonięty swoją stawką. Brunet stał za nim.
Gra trwała długo. Charakterystyczne, suche głosy krupierów odzywały się złowieszczo jak puszczyki. Brzęk złota, śpieszne oddechy graczów, często wykrzyk bolesny, jakieś westchnienie — odrzynały się plastyczniej od ogólnego, lekkiego szumu dużej masy ludzi.
Ordynat widząc tylko plecy młodzieńca badał twarze innych. Zapłonione policzki kobiet, ich oczy nalane piekącą chciwością, włos rozwiany, często zbakierowany kapelusz, były wyborną ilustracją stanu wewnętrznego tych istot. Gra brała ich w siebie z niepokonaną mocą. Poza tą ruletą świat cały zdawał się dla nich nie istnieć. Ale Michorowski, zaciekawiony jak wygląda twarz nieznajomego młodzieńca, poszedł na drugą stronę sali, skąd mógł ją dobrze obserwować i tam zajął miejsce. Spojrzał, i zamiast badać wyraz, wpatrzył się w rysy młodego chłopca.
— Kto to jest?! — szepnął do siebie.
Jakieś odległe wspomnienie wionęło nagle i krótko. Ta twarz... te oczy... Tak! tak! coś bardzo znajomego.
Chłopak trzymał utkwiony wzrok na stole, ale błądził po nim. Na gromady złota patrzał chwilowo z wyrazem, jakby mówił: „kpię z ciebie, ale będziesz moje“. Na krupierów spoglądał z ironją, na publikę nie zwracał żadnej uwagi. Miał minę, jakby gra szła tylko dla niego.
Ciemno-piwne oczy błyszczały mu nie żądzą, lecz ciekawością. Usta pełne, świeże, pod ledwo sypiącym się wąsikiem, krzywił nerwowo na różne sposoby: składał wargi jak do gwizdania, podciągał je pod nos, rozsuwał, ukazując białe zęby. Czasem uśmiech łobuzerski mignął na szczupłej, smagłej twarzy, czasem szybki jak błysk przestrach. Wówczas nagłym ruchem dotykał dłonią głowy, porosłej lśniącym, ciemno-blond włosem, zaczesanym w górę. Brwi miał ostro zarysowane i dość skupione.
Ordynat na tych jego brwiach i ustach zatrzymał najdłużej badawcze źrenice. Ale i w ruchach, i w głosie, i w całej postaci było coś, co Michorowskiego wprost zdumiewało.
Nareszcie młodzieniec grę skończył.