Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty jedna?.... Lucia?
W okrzyku tym był zawód, była apatja i śmiertelna rezygnacja. A dla Luci upokorzenie raniący policzek.
Łzy zalały jej twarz, padły na ręce i kołdrę Waldemara. Chciała odejść, ale przemogła obrazę duszy, stała cierpliwie ze spuszczonemi powiekami, jak martwa.
On puścił ją. Patrzał na łzy, znowu na nią, jeszcze raz nieufnie spojrzał dokoła) poczem zamknął oczy i pochylił głowę na bok.
— Będę spać, zostawcie mnie.
Ten szmer jego ust Lucia więcej odczuła, niż słyszała. Odeszła cicho, jak cień, blada, znękana, a przed nią padały duże krople łez, zaprawionych trucizną.
Gdy znikła, Waldemar otworzył oczy.
— To była... Lucia... ale... dlaczego ona tu przyjechała?.. — pomyślał.
Dlaczego?




XV.

Jeszcze nie było dobrze; jeszcze się obawiano. Trochę lekceważenia choroby — i mogły wybuchnąć suchoty. Ordynata świat lekarski jednogłośnie wysłał na południe. Lecz on nie chciał, opierał się, i zaledwie błagające listy pana Macieja i księżnej Podhoreckiej, nieśmiała prośba Luci, wreszcie tłumaczenia Brochwicza wywołały skutek: Waldemar się zgodził. Chciał najpierw jechać do Głębowicz, i na to nie pozwolono.
Lucia przebyła w Biało-Czerkasach aż do jego wyjazdu za granicę. Nie narzucała mu się — tak dalece, że sam kilka razy pytał, czy już wyjechała.
Doktorzy mówili mu o troskliwości, z jaką pielęgnowała go w chorobie, o niemal poświęceniu.
Był wzruszony jej dobrocią, chciał dziękować, ale prawie jej nie widywał, a jeśli zobaczył, to na krótko, i nie pozwalała mu o tem mówić. Przy nim była wesoła, radosna, nic zdradzając niczem stanu swej duszy. Tak, że Waldemar, który czuł się nieco winnym względem niej, przypominając sobie przez sen, że ją odtrącił, uspokoił się zupełnie. Badał ją wzrokiem, nie wierząc instynktownie w jej spokój, ale Lucia grała swą rolę znakomicie.