Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trzask tryskających pomp zagłuszały ryczące kłębiska szatanów.
Okropność bezmierna ogarnęła ludzi. Szalony strach skuwał ich na miejscu. Paliły się niebo i ziemia.
I coraz słabiej, ciszej, boleśniej wołał dzwon resztkami sił: Gore! gore!
Nagle niebem, powietrzem, ziemią szarpnął gwałtownie straszliwy huk. Ludziom zdawało się, że ziemia wysadzona dynamitem.
Ze środka rozpalonego muru wielkiego budynku, wybuchnął niebieskofioletowy słup ognia, znów się skórczył, rozwalił mur i, jak lawa z wulkanu, runął po stoku góry niebieską rzeką palącego się spirytusu.
Pękł zbiornik w gorzelni.
Pożar przy błękitnej szarfie płynącego alkoholu stał się żółtym i jakby zmalał. Wykwitły z pożogi bukiet płomieni odmiennej barwy zaćmił go na chwilę. Lecz nie zmniejszył, — żądza niszczenia rwała z siłą naprzód.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tłum ogarnęła panika. Ludzie z wrzaskiem uciekali przed pędzącą rzeką spirytusu. Szał zawładnął żywiołem i ludźmi. Potop, zawieja ognia do obłędu doprowadziła umysły. Tłumy darły się, przewracały, biegnąc na oślep i wpadając na siebie. Szloch, krzyk ludzki zmniejszały się chwilami, i wówczas słychać było pojedyńcze głosy, tu i tam rozsiane, głosy stanowcze, fanatyczne. Czasem pod wpływem mówców, kilkadziesiąt pięści wznosiło się ponad głowami, wygrażając strażakom. Inni z przekleństwem grozili w przeciwną stronę pożogi. A pojedyńcze głosy w przerwach łomotu, trzasku, świstu płomieni, dominowały ciągle.
— Zabiją nas — szeptali strażacy.
— Ratować! — brzmiała komenda dowódcy.
— Nie uratujemy.
Pożar huczał, jak tysiące trąb powietrznych.