Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szczupła twarz młodziana i wydatne rysy odtwarzały wiernie wszystkie prądy wirujące w jego duszy. Ciemne oczy gorzały zapałem i myślą, cała postać odznaczała się czystością linji odrębnych, śmiałych, nie tracąc wytworności. Ruchy były zdecydowane, głos dźwięczny nabrał tonów niskich i brzmiał swobodnie, wyrzucany z piersi bogatą skalą.
Bohdan kipiał niezmiernie żywym temperamentem.
Ordynat wyczuwał przełomy wewnętrzne swego ulubieńca, sprawiały mu one wielkie zadowolenie. Mimowoli nasuwały się mu pytania, coby się stało z Bodziem, gdyby go był nie spotkał w Nicei.
I Waldemar doszedł do wniosku, że, tą czy inną drogą, Bohdan zawsze by się wydźwignął, bo nosił w swej istocie zarodek męstwa nie mogący być zdławionym przez nędzę bytu, i nawet brnąc po nizinach moralnych, wspiął by się z czasem na ich wyżyny. Waldemar nie czuł się dumnym, jedynie szczęśliwym, że odrodzenie kuzyna stało się za jego pośrednictwem.
Już teraz ordynat nie obawiał się o przyszłość młodzieńca. Wierzył w jego siły do zdobywania życia.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zbliżał się termin wyjazdu Bohdana do Biało-Czerkas.
Baronówna sposępniała.
Ogarnął ją przestrach, co pocznie bez niego. Stał się dla niej koniecznym. Już umiała sobie zdać sprawę z uczuć, nurtujących ją, chciała Bohdana zatrzymać bezwarunkowo.
Kilka tygodni żyła nadzieją, że on nie wyjedzie. Nieznacznie nadmieniła o tem ordynatowi, że Bohdan powinien być dłużej praktykantem w Głębowiczach. Mówiła to samo Bodziowi, jednocześnie karcąc się za swój egoizm.
Chłopak odkładał wyjazd z dnia na dzień. Ale Waldemar, pomijając wszystko, był stanowczym. Oznajmił swemu faworytowi, że powinien jechać zaraz, albo wcale.
W przeddzień wyjazdu młodzieniec zjawił się w Obronnem późnym wieczorem. Po kolacji pożegnał się oficjalnie z księżną i z Lucią. Ściskając rękę dziewczyny popatrzył w jej oczy z taką siłą i wymową, zarumieniła się gwałtownie, ale zrozumiała.
Odrzekła szeptem:
— Czekaj na mnie: będę.
Bohdan pocałował obie jej dłonie.