Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to... kto wie? możebym został kandydatem do korony Bourbonów, ale do eksploatowania kasy głębowickiej nie mogę mieć pretensji.
Od tej pory przestał grać.
Hrabia Elemer, ujęty jego szczerością, nie nalegał. W inny sposób zabawiał umysł młodzieńca. Wprowadzał go do salonów arystokratycznych i do ukraszonych buduarów sezonowych piękności. Anny nicejskiej Bodzio nie spotkał, ale zawarł parę innych, równie ryzykownych znajomości. Jeżdżąc w Praterze, Szötenyi wskazywał mu oczyma pierwszorzędne meteory półświatka i damy wysokich sfer. Bohdan, zależnie od humoru, albo gapił się, albo ziewał, objawiając tę czynność lekkiem krzywieniem nosa.
Ujrzał raz w powozie dworskim młodą osobę w ciemnym kostjumie i w dużym czarnym kapeluszu. Zrobiła na nim dziwnie miłe wrażenie; przypomniała dobre chwile, ściśle spojone z Głębowiczami.
— Ach tak! Lucia! Bajecznie do Luci podobna — rzekł głośno z uśmiechem.
Wskazał powóz Szötenyiemu, pytając, kto w nim jedzie.
— Arcyksiężniczka Marja Beatrycza — odrzekł hrabia.
— Jaka ona śliczna!
Elemer się uśmiechnął.
— Aż śliczna?! To zawiele. Jest przystojną i bardzo wdzięczną. Zawsze poważna, trochę posągowa.
Bodzio się zamyślił. Wreszcie rzekł:
— Mam kuzynkę, podobną do niej, która będzie prędko...
Zaciął się i umilkł. Hrabia Elemer zauważył jego zmieszanie. Podchwycił skwapliwie.
— Która będzie pańską żoną?
Bohdan poczerwieniał, aż skoczył na siodle. Spojrzał podejrzliwie na hrabiego i wybuchnął.
— Ach nie!... Co znowu. Żoną ordynata Michorowskiego.
— Aa!
Bodzio się zląkł. Uczuł palący wstyd.
— Hrabio, ale... proszę o dyskrecję.
— Ależ... naturalnie. Cieszę się, że już o tamtej zapomniał. O tej — wie pan... — szlachciance, która umarła. Dziwiliśmy się w naszym świecie, że ordynat zeszedł po żonę, zamiast wspiąć się po nią, do czego miał prawa. Bo też to był szczególny pomysł. Magnat — i szlachcianeczka!