Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szloch poszkodowanych napełnił powietrze. Rozległy się przekleństwa i ciężkie westchnienia zachrypłych piersi. Głosy, nad niepojętą dla tych ludzi dobrocią ordynata, rozbrzmiewały donośnie. On ich nie słyszał. Stał oddalony od pożaru — w otoczenia kilku powozów z okolicy i konnych mężczyzn. Rozmawiał z hrabstwem Trestka, również na koniach. Był nawet wesół, tylko z lekką chmurą na czole.
Na wschodzie niebo zaczęło różowieć — inaczej niż łuna, jaśniej, weselej. Słońce, blade, wznosiło się w górę, przysłonięte dymami pożogi. Mętny dzień rozświetlał zmęczone twarze zielonym blaskiem.
Przerażenie zastygło w rysach ludzi, kopeć osiadły na skórze i ten trupi refleks marcowego dnia w samem zaraniu, nadawał zgnębionym gromadom wygląd niebożczyków.
Hrabia Trestka mówił do ordynata:
— Straszny objaw ten pożar! Jeśli łotry zdołały podburzyć do tego stopnia pańskich ludzi, to, dalibóg! koniec świata. Cóż mówić o mnie?... Chyba zemknę za granicę.
— No, w tej okolicy nieprędko się taka rzecz powtórzy — rzekł w zamyśleniu ordynat.
— Ajej! To samo mówiliśmy po dewastacji w Szalach. Czemu nie? — fala płynie. Pana oni kochają, a jednak... No, i moją Ritę kochają w Ożarowie; może przez nią i mnie oszczędzą.
— Nie licz na to — odrzekła hrabina.
— Ale wie pan, co mi się zdaje?... — mówił Trestka. — Gorzelnia padła ofiarą głównie dlatego, że spirytus denaturowany. Inaczej łajdaki rozbiliby tylko kufy, aby się spić.
Ordynat machnął ręką.
— To na jedno wychodzi.
— Wcale nie: bo-by się pochorowali przynajmniej: a zresztą spitych powiązało by się jak baranów i do policji. O szelmy! Do czego to teraz dochodzi? Sapristi! Jabym wiedział jak z nimi postąpić.
Hrabina Rita rzuciła na męża niechętne spojrzenie, gorycz ugryzła ją w serce boleśnie.
Ona odczuła co myślał w tej chwili ordynat. Wzrok jego błądził po rumowisku dymiących węgli, jakby szukając, nie kary, lecz pomocy dla ciemnych nizin ludzkich, które siłą konieczności wywołanej nędzą, sybarytyzmem możnych, idą na oślep za tymi co ukazują im raj poza gruzami. Żądza, jeśli nie równości, to