Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

tnym i łagodnym wyglądzie. Pudel miał na łbie kaszkiet policyjny, zapięty sprzączką mosiężną na podgardlu.
W czasie, gdym się im ciekawie przyglądał, Barberin rozmawiał półgłosem z właścicielem kawiarni i dosłyszałem, że to właśnie o mnie mówili.
Barberin opowiadał, że chce mnie zaprowadzić do mera i zażądać, by gmina płaciła mu na moje utrzymanie.
A więc to było tem ustępstwem, jakie matka Barberin otrzymała od swego męża. Pojąłem w jednej chwili, że, jeżeli Barberin będzie miał korzyść z tego, że zatrzyma mnie w domu, to mi już nic nie grozi.
Starzec musiał słyszeć także to, o czem mówiono, bo naraz wskazując prawą ręką na mnie, rzekł do Barberina:
— A więc to dziecko panu zawadza?
— Tak.
— I pan sądzisz, że zarząd gminnego przytułku zwróci panu koszta utrzymania tego chłopca?
— Tak, chłopiec nie ma rodziców i jest mi ciężarem. Ktoś musi mi zapłacić za niego. To mi się słusznie należy.
— Nie wszystko otrzymuje się, co się słusznie należy.
— Sądzę, że nic panu nie dadzą.
— W takim razie oddam go do domu podrzutków.
— Wziąłeś go pan do siebie; tem samem przyjąłeś obowiązek wyżywienia go.
— Nie będę go żywił. Wyrzucę go poprostu z domu. Pozbyć muszę się go w każdym razie.
— Podam panu sposób pozbycia się go natychmiast, — odparł starzec po chwili namysłu, — możesz pan nawet na tem coś zyskać.
Domawiając tych słów, wstał starzec ze swego miejsca i usiadł przy stole naprzeciw Barberina. — Rzecz dziwna, w chwili, gdy wstawał, torba skórzana, jaką miał przewieszoną przez ramię, poruszyła się, jakby w niej coś ożyło. Wyglądało to tak jakby miał psa schowanego w lewem ramieniu.
Śledziłem go wzrokiem w okrutnem przerażeniu.