Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

W mig rozpalony był ogień.
— Przystaw masło na ogień, — rzekła.
Nie potrzeba było powtarzać tego rozkazu, na który z niecierpliwością oczekiwałem.
Po chwili rozszedł się miły zapach smażącego się masła. — Nasza chałupka wydała mi się pałacem.
Przysłuchiwałem się z przyjemnością, jak ogień wesoło trzaskał i jak się masło w garnku smażyło. Naraz zdało mi się, że słyszę szelest kroków na podwórku.
Któż mógłby przyjść przeszkodzić nam w tej godzinie? Jaka sąsiadka chce zapewne poprosić o światło. — Lecz nie zastanawiałem się nad tem dłużej, bo matka miała właśnie gotowe ciasto wrzucać do garnka; nie była to więc chwila odpowiednia na rozmyślania.
Wtem rozległ się stuk kija na progu. Drzwi rozwarły się gwałtownie.
— Kto tam? — zapytała matka Barberin, nie odwracając się.
Do izby wszedł jakiś człowiek i w blasku płomienia, jaki padł na niego, dojrzałem, że miał na sobie białą bluzę, a w ręku trzymał wielki kij.
— Ach! to wy tutaj taką fetę sobie wyprawiacie, — zawołał groźnie.
— O mój Boże, — zawołała matka Barberin, odstawiając prędko garnek, — to ty jesteś, mężu mój, Hieronimie!
Poczem chwyciwszy mnie za ramię, posunęła mnie ku przybyszowi, który zatrzymał się na progu.
— To twój ojciec, — rzekła do mnie.

II.
Przybrany ojciec.

Przybliżyłem się ku niemu, chcąc go uściskać, lecz odepchnął mnie końcem swego kija.
— Jakto! — rzekł do matki, — to on tu jeszcze jest? Przecież powiedziałaś mi...