Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to naszym celom, gdyż będziesz ich mogła tem swobodniej obserwować w łóżku. Nadmieniam, że liczę na twą wdzięczność, panienko, gdy dojdziesz do zaszczytów i godności.
— Rozumie się! — rzekł poważnie gawron.
Potem weszli do pierwszej sali, wytapetowanej purpurą w kwiaty i wieńce. Tutaj przemykały sny tak blisko, że Zosia dostrzec ich nie mogła. Sala za salą były coraz to wspanialsze, tak że dziewczynce mąciło się w głowie. Na koniec dotarli do sypialni. Strop wyobrażał wielką palmę o liściach z kryształu, a pośrodku, na grubym pniu zwisały dwa łoża w kształcie lilji. Łoże królewny było białe, a królewicza purpurowe i tam umyśliła sobie Zosia odnaleźć Janka. Odgięła jeden z płatków i spojrzała. Tak, to był Janek! Poznała go po ogorzałym karku. Zawołała nań po imieniu i przyświeciła lampką. Sny wróciły pędem do sypialni, załomotały podkowy koni, królewicz obudził się... obrócił głowę... Ach, to nie był Janek!
Z tyłu jeno wydawał się nim, gdyż był, jak on piękny i młody.
Z białego łoża wyjrzała królewna, pytając co zaszło. Zosia jęła płakać, opowiedziała całe swe dzieje i co dla niej uczyniły wrony.
— Biedna dziewczynka! — powiedzieli oboje królewstwo, pochwalili wrony i przebaczyli im, pod warunkiem, że nie powtórzą już tej awantury. Także została im przyrzeczona nagroda.
— Czy chcecie lecieć wolno, czy też otrzymać nominację na wrony dworskie, z prawem do kuchennych odpadków? — spytał królewicz.
Wrony złożyły ukłon i poprosiły o nominację dworską z uwagi na to, że miło jest na starość żyć bez troski.