Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kura była istotną panią domu. Mówiła zawsze: „My!“ To znaczyło ona i reszta mieszkańców, gdy zaś biedne kaczę wtrącało czasem słówko, kura łajała je, krzycząc:
— Czy umiesz znosie jaja? Nie? A więc milcz z łaski swojej, bo jesteś niczem w świecie.
— Czy umiesz garbie grzbiet, mruczeć, a nawet rzucać iskry? — pytał kot. — Nie umiesz? A więc milcz z łaski swojej, bo jesteś niczem w świecie.
Kaczę siedziało w kącie, a gdy w chałupinie było coraz to goręcej wraz z nawrotem lata, mówiło czasem:
— Ach, jakżeby to miło było popływać sobie, nurkować i zatapiać głowę aż do samego dna!
— Co gadasz? — krzyknęła kura. — Brednie i basta! Spytaj kota, istotę najmędrszą w świecie, czy przyjemnie jest pływać i sięgać głową dna. Spytaj wreszcie gospodyni samej, czy lubi chlapać się we wodzie!
— Nie rozumiecie mnie! — powiedziało biedactwo.
— Nie rozumiemy? Ach, sądzisz więc, że posiadasz więcej rozumu odemnie, kota i gospodyni? Radzę ci, zrezygnuj z tych głupstw i ucz się znosić jaja oraz mruczeć. Chętnie weźmiemy się z kotem do twej edukacji.
— Może skorzystam coś w podróży! — powiedziało kaczę.
— O, z pewnością zrobi ci to dobrze! — odparła kura, chcąc się go wyzbyć coprędzej.
Biedne kaczę poleciało na samotny staw i zaczęło pływać, nurkować, oraz sięgać głową do samego dna. Była to rozkosz prawdziwa, a trwała przez całe lato.
Nadeszła jednak jesień, z deszczami i chłodem, a biedny ptak przeszedł dużo utrapień.