Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na ziemi klucza od skarbów i wiedział, że mu je rozkradają, innym znowu ściskano stopy śrubami, innych zakuwano w łańcuchy. Słowem męka i niepokój ducha panowały w przedsionku piekielnym. Haneczka miała stać tu na postumencie z bochenka chleba, bez ruchu przez całą wieczność.
— Ach! To kara za to, że chciałam mieć czyste trzewiki! — westchnęła nieszczęsna, potem zaś przyszło jej na myśl, że jest ładna i ma piękne ubranie. Zaczęła tedy stroić miny i prewracać oczyma. Rychło jednak spostrzegła, że suknia jej powalana jest błotem włosy zlepione zwisają na plecy, a przy nogach ma szkaradną ropuchę, szczekającą niby pies.
Trapił ją przytem straszny głód, a nie mogła się schylić, by ułamać kawałek chleba na którym stała. Nie sposób było wytrzymać tej męki, a trwała ona nieskończenie długo.
Nagle łza gorąca spadła na głowę Haneczki i stoczyła się po włosach, twarzy, piersiach aż na chleb. Była to łza matki.
I w tej chwili zaczęła widzieć i słyszeć wszystko co się dzieje na ziemi.
Matka płakała gorzko, wypominając jej wszystko złe, a ludzie szydzili.
Dobrzy państwo, u których służyła mówili:
— Grzesznica to wielka! Deptała dar boży! Trudno, by jej się otwarła brama miłosierdzia!
— Ach, czemuż mnie nie chowano lepiej? — myślała Haneczka. — Czemuż nie tępiono złych skłonności?
Uczuła skruchę w duszy.
Po pewnym czasie usłyszała, że na ziemi opowiadają jej historję dzieciom, zwąc ją bezbożną i grzeszną dziewczyną.