Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pochylił się, odpiął guzik u szyi Stanisławy i zerwał koszulę z ciała martwej.
— Oto, Wincenty, patrzaj!
Gdyby oczarowany patrzał hrabia w dół. Nagie leżały przed nim wysmukłe ramiona, doskonałą linią przeginał się karczek szyi, widną była drobna, dziewczęca pierś. A usta jej uśmiechały się, uśmiechały się wciąż, jakby go zapraszały do nowej uczty weselnej.
Ukląkł na skraju grobu, złożył ręce i zamknął oczy. — Przenajświętszy Boże, dzięki Ci, że dozwoliłeś mi raz jeszcze spojrzeć na jej postać!
Jan Olieslagers zarzucił z powrotem bieliznę na ciało. Wyszedł z grobu i położył rękę na ramiona przyjaciela. — Pójdź, Wincenty, chodźmy do zamku.
Hrabia zaprzeczył ruchem głowy. — Idź, jeżeli tak chcesz. Muszę ciało jej przenieść.
Wówczas Flamandczyk z całej siły ścisnął go za ramię. — Oprzytomnij nareszcie, Wincenty! Czy jeszcze nie pojąłeś tego wszystkiego?... W jakiż sposób chcesz tego dokonać?... Ciało jej przenieść... w urnie...
Hrabia wlepił weń nieprzytomne oczy, a on mówił dalej: — Oto patrz na urnę... Jej szyja jest przecie wąska... A oto leży tu hrabina...
Hrabia pobladł: — Muszę ciało jej w urnie przenieść do grobowca — zamruczał bezdźwięcznie.
— Ależ nie możesz tego zrobić. — —
— Poprzysiągłem — — Głucho brzmiały jego słowa: Poprzysiągłem. Muszę to, co z niej pozostało, dziś przed zachodem słońca w urnie przenieść do kaplicy... Tak jest w jej testamencie... Przysiągłem, że wypełnię wszystko, na krucyfiks. — —
— Ależ nie możesz tego uczynić, do czarta... Nie zdołasz tego uczynić — —