Przejdź do zawartości

Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdybym tylko był zdolny oderwać wzrok od tej kobiety, co mnie oczarowała. A gdy ona Maud Biron na ręce wzięła, jedno tylko czułem gorące pragnienie: i oto leżysz, mała, biedna dziewczynko na silnej piersi tej kobiety. Stałem się kobietą — — kobietą — —
Przypadek uratował mnie wtedy, przypadek: Clèment Chatenay. Dwadzieścia tysięcy talarów postawił on wtedy na konia Rittera. Cieszę się, że wygrałem mu tę sumę.

∗                         ∗

Strona 972. Pismo barma.
Jeśli pomyślę o przeszłości, to wiem — że ja to byłem, który żyłem własnem życiem, ja, baron Jezus Maria Friedel, rotmistrz kawaleryi i podróżnik. Nikt prócz mnie. Tylko na krótkie chwile wypływała ta obca istota, która wypędzając mnie z ciała i mózgu brała mnie w posiadanie — — Nie, mnie nie brała w posiadanie, mnie wyrzuciła ona precz — — mnie samego! Jakże śmiesznie to brzmi, a jednak nie umiałbym tego inaczej powiedzieć! Ale zawsze znów ja powracałem, i byłem znów jedynymi panem samego siebie. Dziesięć, dwanaście razy wchodziła ona w me życie, nie więcej. Najczęściej na krótki tylko czas, na dnie, na godziny, parę razy na tydzień a wtedy — podczas pięciu miesięcy, gdy ja — nie, nie: ona nie ja! — służyłem u hrabiny Melani.
Jak było za mego dziecięctwa, nie wiem. Byłem tylko dzieckiem, nie byłem nigdy chłopcem, ale nie byłem też i dziewczyną, dopóki mnie wuj stąd nie wyciągnął od mych ciotek. To pewne jednak, że aż do tego czasu niczego nigdy nie odczuwałem, ani w jednym, ani w przeciwnym kierunku. Byłem prawdziwem neutrum, i nazywam młodość swoją spędzoną na zamku Aibling neutralnym czasem mego życia.