Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   67  —

— Ale pozwól, doktorze — oponował wikary, trąc mozolnie podbródek.
— Nie pozwolę, panie kochany — nie mogę pozwolić! Słuchaj pan dalej: Indywiduum, o którem mowa, ma nadto wszystkie oznaki osłabienia umysłu. To, panie, mnóstwo całe jest dzisiaj tego rodzaju zwyrodniałych istot, które rade przybierać role rozmaite, podawać się za osoby położone wysoko. Jeden przedstawi się panu, jako książę Walii — inny, byleś tylko był skłonnym uwierzyć, będzie cię przekonywał, że jest archaniołem Gabryelem. Co sobie taki ma żałować, zwłaszcza, gdy widzi dokoła siebie łatwowiernych. Ibsenowi naprzykład takiemu uwidziało się, że jest wielkim pedagogiem, a Maeterlinckowi, że jest Szekspirem odrodzonym. Wyborne rzeczy pisze właśnie o tem Nordau. I temu też nieszczęśliwemu prawdopodobnie ta anormalność, a zwłaszcza potworność jego kształtów nasunąć musiała myśl...
— Ależ, panie — protestował wikary, doprowadzony tym razem do ostateczności.
— Wątpliwości nie ma najmniejszej, że to jest zbieg z jakiegoś domu obłąkanych.
— Najformalniej przeciw temu oponuję...
— Jak się panu podoba. Co do mnie, jestem przekonany, że ta sprawa więcej ob-