Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   62  —

— Ten oryginał bierze mię z pewnością za człowieka — zauważył po ich wyjściu anioł, i serdecznie go to zabawiło.
— To jest anioł... prawdziwy anioł, — mówił półgłosem do ucha lekarzowi wikary, gdy się znaleźli w przedpokoju. Pan zdajesz się być dalekim od tej myśli?
— Co? co? — oburknął z odcieniem impertynencyi, zainterpelowany w ten niespodziany sposób. — Brwi mu się ściągnęły uśmiech szyderczy wykrzywił twarz, i to było na razie odpowiedzią całą z jego strony.
— Czy pan przypatrzyłeś się na prawdę jego skrzydłom? — obstawał wikary.
— Tak, skrzydła są, powiedziałbym naturalne — jakkolwiek znalazłaby się i w nich anormalność pewna.
— Przecież nie powiesz pan, aby nie miały być nienaturalne?
— Mój przyjacielu! My naturalnem nazywamy wogóle wszystko, co jest, bo niema w stworzeniu stanowczo nic nadprzyrodzonego. Gdyby mi raz przyszła podobna wątpliwość do głowy, porzuciłbym mój zawód jednej godziny, i poszedłbym schronić się do kartuzów na resztę życia. Zjawiska anormalne — te trafiają się niewątpliwie i gdyby...