Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   59  —

ostatnie. Nawet nie będę go odwijał, bo po co? Cała ciekawość moja jest zaspokojona, ba takiego anormalnego wyrostu...
— Czy to pana nie żenuje, panie Anioł?
— Tak... trochę...
— Gdyby mi nie szło o kość, pędzlowałbym to tynkturą jodu rano i wieczorem, bo w takich razach nic nad jod lepszego! Mógł byś pan nim sobie nawet bez szkody pociągnąć całą twarz. Tu jednak ten anormalny wyrost kości komplikuje rzecz. Właściwie mówiąc, wskazanem tu jest proste, zwyczajne odpiłowanie, tylko, że tego nie można zrobić tak na poczekaniu...
— Jeśli się nie mylę, to pan masz na myśli moje skrzydła?
— Skrzydła! — powiedziałeś pan. — Ano juściż, możesz sobie to nazywać i skrzydłami, jeśli ci takie określenie sprawia przyjemność. A więc tak, ja o tych skrzydłach mówiłem — o czemżeby innem, jeśli chodzi o operacyę.
— I odpiłowałbyś je pan? — mówił anioł z uśmiechem. — Doprawdy, że nie każdemu przyszłoby to do głowy!
— Ale to już tylko od pana zależy, panie Anioł; pan jeden decydujesz w tej sprawie.
— Przynajmniej to jedno mi zostaje, —